Miasta są polityczne
Kongres Ruchów Miejskich pokazał jasno, że miasta są polityczne. Działające zaś w nich ruchy miejskie mają polityczne aspiracje. Nie jest to jednak taka polityka, która większość obywateli naszego kraju utożsamia z harcami z Wiejskiej. I jak pisze Krzysztof Nawratek, nie jest to także polityka „rozumiana…
Kongres Ruchów Miejskich pokazał jasno, że miasta są polityczne. Działające zaś w nich ruchy miejskie mają polityczne aspiracje. Nie jest to jednak taka polityka, która większość obywateli naszego kraju utożsamia z harcami z Wiejskiej. I jak pisze Krzysztof Nawratek, nie jest to także polityka „rozumiana jako wydzieranie sobie kawałków tortu, nie jako PR, nie jako wojny kulturowe maskujące rzeczywiste społeczne i ekonomiczne problemy”. Gdy ruchy miejskie mówią o polityce mieszkaniowej, polityce gospodarowania odpadami, polityce budżetowej, polityce przestrzennej, polityce zdrowotnej czy polityce kulturalnej to mają na myśli określony program działań, który oparty jest na diagnozie sytuacji, ma swoje przyczyny i zakładane rezultaty. Do takiej polityki chcę wejść – nie tylko jako lider NGO, ale przede wszystkim jako mieszkaniec mojego miasta.
Jasnym jest, że miasta są jednym z najważniejszych centrów ludzkiego życia. W Polsce żyje w nich ponad 60 proc. ludności. Dla ponad połowy ludzina całym świecie to miejsce codziennej pracy, nauki i rozrywki. Jak pisze Edward Glaeser w książce o znaczącym tytule „Triumph of the City”, co miesiąc ok. pięciu milonów ludzi z krajów rozwijających się rozpoczyna swoje życie w mieście. Nie trzeba czytać Karty Lipskiej, aby wiedzieć, że miasta każdej wielkości są „niezastąpionym dobrem gospodarczym, społecznym i kulturowym”.
Tymczasem w Polsce nie ma nawet partii miejskiej, które upominałaby się o mieszczan, reprezentowały ich interesy i podnosiły je w debacie publicznej. Miasta pozostawione są samym sobie. Te, które mają tyle szczęścia, że rządzący nimi politycy rozumieją potrzebę włączania mieszkańców do procesów decyzyjnych i uwzględniania ich potrzeb jako pierwszych, są w niezwykle uprzywilejowanej sytuacji. Polityka miejska nie może być jednak kwestią przypadku. Wymaga systemowych rozwiązań, które sprawią, że niezależnie od poziomu kompetencji władzy miasta będą rozwijały się w oparciu o mądrą politykę, w sposób zrównoważony i sprawiedliwy, przeciwdziałający wykluczeniom i umożliwiający mieszkańcom aktywny udział w lokalnej polityce. I to nie tylko podczas wyborów.
Uczestnicy Kongresu pokazali, jak ważne i potrzebne są systemowe rozwiązania. Przyjęliśmy „Tezy o Mieście”, które są wyrazem troski i zaniepokojenia dotychczasową polityką miejską. Nasze tezy to zaproszenie do debaty na tematy, które nie mogą być dalej pomijane w rozmowie o przyszłości miasta. Te kwestie dotyczą istotnych obszarów miejskiej polityki – sposobu zarządzania budżetem, ordynacji wyborczej, ładu przestrzennego, rewitalizacji, ustawy metropolitarnej, komunikacji, przeciwdziałaniu wykluczeniom i partycypacji obywatelskiej. Nie zawsze jesteśmy zgodni, jakie konkretne rozwiązania należałoby przyjąć w każdej z tych dziedzin. Różnimy się w naszych podejściu do kwestii obecności biznesu i jego funkcji wobec mieszkańców, nie podejmujemy wspólnej deklaracji wobec obecności partii w samorządzie lokalnym czy kwestii ograniczenia liczby kadencji prezydentów i burmistrzów. Tak samo jest jednak w społeczeństwie, którego reprezentacji chcemy się podjąć.
To, co nas łączy to niezgoda na traktowanie miasta jako spółki z o.o. Protestujemy przeciwko kacykozie – arbitralnemu rządzeniu miastem, niczym własnym gospodarstwem, z hierarchiczną strukturą parobków i pomocników. Nie chcemy upartyjnienia samorządu. Proponujemy włączenie mieszkańców miast w proces podejmowania decyzji – zarówno na etapie konsultacji, partycypacji, jak i realnego podziału budżetu. Jeśli chcemy wprowadzić powyższe kwestie do debaty politycznej, tu musimy wiedzieć, że niektóre z nich były podejmowane w dyskusji od około dwóch lat. Podczas pracy nad „Tezami o Mieście” można było usłyszeć głosy, że pod takimi sformułowaniami mogło by się podpisać praktycznie każde miasto w Polsce. Wielu prezydentów i burmistrzów mogłoby powiedzieć – przecież my to już robimy. Tymczasem zauważone przez nas problemy jasno pokazują, że takie stwierdzenie nie zawsze musi być prawdziwe. W Polsce mamy dziś naprawdę wielką Rzeczpospolitę Konsultującą – dzisiaj wszyscy chcą, robią i będą robić konsultacje. Nie wszystkie są realne, ale nie zmienia to faktu, że się dzieją. Naszym zadaniem powinno być więc również wskazywanie, że niestety nie wszystko, co się partycypacją nazywa, wiąże się z realnym udziałem mieszkańców w podejmowaniu decyzji o mieście, opartym na wzajemnym szacunku i partnerskich relacjach.
Kongres postawił także postulat stworzenia nowego języka dla polityki miasta. Trzeba zapomnieć o pojęciach, które wpisujemy do wniosków i opisów projektów. Przestać używać pozarządowej nowomowy. Jeżeli tak jak mówi Andreas Billert, będzie nam zależało na rewitalizacji pojęcia polityki, to warto przy tej okazji dokonać rewitalizacji naszego języka. Przekonanie władz miast do urzeczywistnienia tez miejskich będzie równie trudnym zadaniem jak rozpowszechnienie i zdobycie zaufania zwykłych obywateli. Warto zaznaczyć, że nie chodzi mi o spłycenie przekazu. Takie pojęcia, jak „partycypacja”, „konsultacje społeczne”, „plany zagospodarowania przestrzennego”, a nawet „zrównoważony rozwój” nie są powszechnie znane i nie muszą być rozumiane. Trzeba znaleźć dla nich sensowe zastępstwa. Jednocześnie należałoby przełamywać sztuczny podział na mieszkańców i władzę. Władza i urzędnicy miasta również są jego mieszkańcami.
Trudno dziś powiedzieć, czy Kongres Ruchów Miejskich był rzeczywiście wydarzeniem przełomowym. Gdy opadnie entuzjazm, z ambicji Kongresu może w pamięci zostać jednorazowe wydarzenie. Myśle jednak, że to najmniej prawodpodobny scenariusz. Skala problemów, potrzeba solidarności i współpracy pomiędzy miastami jest tak duża, że rzeczywiste wydaje się spełnienie stworzonej na Kongresie wizji. Wierzę, że nasze „Tezy o Mieście” są na tyle szerokie, a jednocześnie na tyle ważne i kompletne, aby mogły zostać przyjęte przez ogromnę większość nieuczestniczących w Kongresie ruchów miejskich. Marzy mi się, żeby każda zainteresowana osoba, organizacja lub instytucja włącza się w zaproponowany na Kongresie proces redefiniowania pojęcia polityki, upominania się o interesy mieszkańców i nawiązywania partnerskiego dialogu z władzami miast.
Zaczniemy zaś od symbolicznego gestu przybicia dziewięciu tez miejskich do drzwi każdego ratusza. Skojarzenie z gestem Marcina Lutra jest jak najbardziej na miejscu. Niech nasze tezy będą wezwaniem do reformy dla każdego burmistrza, prezydenta i radnych miejskich. Jej efektem będzie zaś realizacja idei prawa do miasta, czyli prawa do decydowania o tym, jak miasto ma wyglądać, czemu ma służyć i jak ma funkcjonować.