Nierówność? Potrzebujemy nowego świata
Saskia Sassen przekonuje, że prawdziwy kryzys mieszkaniowy w USA dopiero się zaczyna. Gdy nierówności i społeczna niesprawiedliwość przybierają coraz bardziej ekstremalne formy, tak jak widzimy to obecnie, potrzebny staje się nowy język, w którym moglibyśmy to opisać. Tak, mamy narastające nierówności, rasizm i wykluczenie społeczne….
Saskia Sassen przekonuje, że prawdziwy kryzys mieszkaniowy w USA dopiero się zaczyna.
Gdy nierówności i społeczna niesprawiedliwość przybierają coraz bardziej ekstremalne formy, tak jak widzimy to obecnie, potrzebny staje się nowy język, w którym moglibyśmy to opisać. Tak, mamy narastające nierówności, rasizm i wykluczenie społeczne. Ale mamy również coś jeszcze, coś charakterystycznego dla obecnego etapu rozwoju globalnego kapitalizmu: problem wyrzucania ludzi z domów.
W latach 2005 – 2010 w Stanach Zjednoczonych wysłanych zostało ok. 9,3 milionów powiadomień dotyczących przejęcia hipoteki. Oznaczało to pozbawienie domów prawie 35 milionów osób. W tych samych latach w krajach gorzej rozwiniętych aż 70 milionów hektarów ziemi zostało wykupionych przez zagraniczne rządy oraz międzynarodowe korporacje. Obraz wypędzeń zarówno na Globalnej Północy jak i na Globalnym Południu nabiera wyraźnych konturów. Dla przykładu, kiedy Chiny wykupują 2,8 milionów hektarów ziem w Zambii pod uprawę palm służących do produkcji bio-paliw, jednocześnie eksmitują całe wioski, systemy upraw należących do drobnych posiadaczy ziemi, nie wspominając o całych ekosystemach fauny i flory. A wykupując 40,000 hektarów ziem na Ukrainie JP Morgan Chase robi z Ukraińcami dokładnie to, co zrobił z Amerykanami: przejmuje ich.
Historia eksmisji w USA jeszcze nie rozegrała się do końca, możemy oczekiwać, że praktyka brutalnego pozbawiania domów rodzin z klasy średniej jeszcze się nasili. Do czasu, kiedy w 2014 upłyną terminy wielu umów najmu, przejęcia w Stanach Zjednoczonych mogą osiągnąć poziom 14 milionów – czyli najgorsze lata właśnie się zaczęły. Liczba osób zagrożonych eksmisją znacznie przekracza liczbę przejmowanych domów, na jedno domostwo przypada na ogół od dwóch do czterech, a czasem nawet więcej osób.
Należy podkreślić, że przejęcie domu nie zawsze oznacza wysiedlenie jego mieszkańców; niektóre z domostw przeszły szereg przejęć, lecz ich liczba nie zawsze odpowiadała liczbie wysiedleń. Nie zmienia to faktu, że trzy czwarte z przejęć, które miały miejsce w latach 2005- 2010 – w sumie ponad 7,2 miliona – skończyło się eksmisją zamieszkujących domy rodzin, co oznacza, że nawet 20 milionów osób (par, dziadków, dzieci) mogło stracić dach nad głową.
Nie wszyscy kończą na ulicy. Wielu wynajmuje mniejsze mieszkania lub pojedyncze pokoje, bądź też tymczasowo mieszka kątem u rodziny lub znajomych. Ale wiele osób mieszka obecnie w miasteczkach namiotowych, czy tak zwanych slab-cities powstających na pustyniach, i w ośrodkach dla bezdomnych. Niektóre z tych przejęć dotykają bowiem domów zajmowanych przez najemców, będących niejednokrotnie osobami o niskich dochodach i niewielkich możliwościach wyboru, wyjątkowo narażonymi na utratę tego co posiadają albo tego, co mieli wkrótce osiągnąć.
Poniżej zaprezentowane zostało krótkie podsumowanie liczby przejęć w latach 2006-2010 (jeden dom może zostać kilkakrotnie przejęty, i nie każde przejęcie musi oznaczać eksmisję):
2006: 1.2 miliona przejęć, o 42% więcej niż w 2005 (oznacza to przejęcie 1 na 92 domy w Stanach Zjednoczonych)
2007: 2.2 miliona przejęć, o 75% więcej niż 2006.
2008: 3.1 miliona przejęć, o 81% więcej niż 2007.
2009: 3,9 miliona przejęć (oznacza to przejęcie 1 na 45 domów w Stanach Zjednoczonych czyli wzrost o 120% pomiędzy rokiem 2007 a 2009.)
2010: 2.9 miliona przejęć.
(Źródło: RealtyTrac 2007, 2008, 2009, 2010; Blomquist 2011)
Opinii publicznej prezentuje się proste wytłumaczenie, jakoby przejęcia były skutkiem nieodpowiedzialności właścicieli domów. To jest nieprawda. W centrum tej krótkiej i brutalnej historii stoi wysoko opłacana i powszechnie podziwiana inżynieria finansowa, która rozpoczęła się w latach 1980, a osiągnęła szczyt w latach 2000, kiedy dochody banków przestały mieć oparcie w realnej wartości hipotek czy w rzeczywistych aktywach.
Skomplikowane instrumenty finansowe umożliwiły bankom i pożyczkodawcom uzyskanie podpisów pod kontraktami mieszkaniowymi, a następnie powiązanie tych kontraktów z różnymi rodzajami długów i sprzedanie ich instytucjom finansowym. Na poszczególnych etapach tego procesu zostały osiągnięte niewyobrażalne zyski, gdy tymczasem firmy opierające swoją działalność na realnych kredytach hipotecznych zaczęły ponosić straty. W końcu jednak wszystkie te firmy dostały rządowe subwencje. Natomiast ludzie, którzy stracili swoje domy, swoje oszczędności i swoją przyszłość takiego wsparcia nie otrzymali.
Brutalność eksmisji, utraty tej odrobiny materialnego bezpieczeństwa dostępnego przeciętnemu człowiekowi, nie była czynnikiem branym pod uwagę w kalkulacjach naszej finansowej klasy kreatywnej, przez wielu uważanej obecnie za korporacyjną elitę kryminalną. Nie brali oni pod uwagę, że całe dzielnice i społeczności ulegną zniszczeniu, sklepy zamknięciu, biznesy bankructwu, programy społeczne i samorządy miejskie zostaną poddane cięciom budżetowym a narodowa gospodarka zostanie wyczyszczona z bilionów dolarów.
Najbardziej zatrważające jest jednak to, że to może być dopiero początek katastrofy mieszkaniowej. Niedługo kolejne dziesiątki milionów obywateli mogą zostać bez dachów nad głową jeśli banki – te same instytucje, na których ratowanie my, podatnicy, wydaliśmy już miliardy dolarów – będą kontynuować proces przejmowania domów. Pytanie, czy Amerykanie, zasiadający zarówno w rządzie federalnym jak i w administracji lokalnej, zdecydują, że to właśnie te banki oraz instytucje finansowe powinny zostać przejęte.
Tłumaczenie: Ewa Mączyńska
Tekst ukazał się 10 lutego 2012 na stronie Occupied Wall Street Journal.