Internetowe narzędzia partycypacji

Wizja demokratyzacji i uspołecznienia decyzji publicznych za pomocą internetu jest jak najbardziej realna. Aplikacje do zgłaszania problemów, badania przestrzeni i konsultacji wpisują się w ten nurt. Choć wszystkie są na wczesnym etapie rozwoju, zapowiadają zmianę, która może i powinna rozpocząć się od lokalnej skali miast….

Wizja demokratyzacji i uspołecznienia decyzji publicznych za pomocą internetu jest jak najbardziej realna. Aplikacje do zgłaszania problemów, badania przestrzeni i konsultacji wpisują się w ten nurt. Choć wszystkie są na wczesnym etapie rozwoju, zapowiadają zmianę, która może i powinna rozpocząć się od lokalnej skali miast.

Już od samych początków istnienia internetu podejmowane są próby wykorzystania go do wspierania udziału obywateli w podejmowaniu decyzji. Sama zasada działania sieci, dająca każdemu możliwość wpływu na dostępne treści, daje nadzieję na demokratyzację i uspołecznianie procesów decyzyjnych. Szczególnie w ostatnich latach nowe media, służące na co dzień do komunikacji prywatnej, rozrywki i dostarczenia informacji, nabywają cech narzędzi partycypacji.

Od pewnego czasu potencjał internetu dostrzegają politycy i urzędnicy, nie tylko wykorzystując sieć w kampaniach wyborczych, ale także bezpośrednio angażując się w dyskusje online i nasłuchując opinii publicznej. Twitter od pewnego czasu jest ważnym kanałem komunikacji polityków i dziennikarzy ogólnopolskich. Lokalnie można obserwować aktywistów dyskutujących na Facebooku z radnymi i “zwykłymi mieszkańcami” o podwyżkach cen biletów i rewitalizacji. Portal społecznościowy czy forum lokalnej gazety stają się w ten sposób przedłużeniem sfery publicznej, w której decyzje podejmowane są pod wpływem ścierania się różnych argumentów i postaw.

Mimo że czasem skuteczne, takie dyskusje dalekie są od dobrze przeprowadzonej partycypacji obywatelskiej. Zbyt mocno zależne są od istniejących sieci społecznych, a informacje, które można z nich uzyskać są zbyt chaotyczne i wymieszane z natłokiem tych potocznych i nieistotnych. Z tego powodu podejmowane są próby tworzenia narzędzi dedykowanych partycypacji. Ponieważ większość miejskich decyzji i spraw ma charakter przestrzenny, narzędzia te oparte są często o systemy informacji geograficznej (w skrócie i z angielskiego GIS), czyli cyfrowe mapy i bazy danych.

Naprawcie to

Mapy internetowe w rodzaju Google Maps zrewolucjonizowały dostęp do informacji geograficznej, a urządzenia mobilne pozwalają na zabranie ze sobą internetu w teren. Wykorzystują to aplikacje do zgłaszania problemów w przestrzeni miejskiej. Uciążliwe dziury w drogach, dzikie wysypiska odpadów i krzywe chodniki można dokumentować na miejscu, oznaczać na mapie i zgłaszać do naprawy. Na takiej zasadzie opiera się brytyjskie FixMyStreet i amerykańskie SeeClickFix. W Polsce mamy przykłady w postaci obywatelskiego NaprawmyTo i zainicjowanej przez Urząd Miasta w Gdańsku Mapy Porządku.

Idea aplikacji do zgłaszania problemów jest nośna, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Po pierwsze, zgłoszenia muszą trafić do odpowiednich jednostek w odpowiedniej formie. Po drugie, odbiorcy muszą być zainteresowani otrzymywaniem zgłoszeń i odpowiadaniem na nie. To wszystko wymaga dopasowania aplikacji i zmian w organizacji pracy. A do takich zmian potrzebna jest determinacja na wszystkich szczeblach organizacji. Bez tego istnieje ryzyko, że aplikacja zostanie potraktowana jako balast. Zgłoszenia będą “wisieć” bez końca, a mieszkańcy zrażą się ich niską skutecznością.

Kluczowe mogą być też detale samej aplikacji. Przykładowo, lista wszystkich niezałatwionych spraw na mapie, która jest podstawową funkcją kontrolną z punktu widzenia organizacji pozarządowych, dla niektórych urzędów może stać się zagrożeniem wizerunkowym. Trzeba też uważać z wyborem tematów zgłoszeń. Drogowcy w Helsinkach zostali jednej zimy dosłownie zasypani informacjami o zalegającym śniegu. Ponad 50 tysięcy zgłoszeń sprawiło, że nie byli w stanie odpowiedzieć na wszystkie, a śnieg nie ustępował, jeszcze dokładając pracy.

Żeby uniknąć takich problemów, istotna jest współpraca różnych stron przy tworzeniu aplikacji, tak, aby jednocześnie spełniała potrzeby i oczekiwania urzędów, aktywistów i mieszkańców. Jeśli zaistnieje taka współpraca, można wróżyć sukces nowej technologii. Kolejne aplikacje będą coraz lepsze, a urzędowe kultury organizacyjne dostosują się do nich. W Polsce ważna była inicjatywa Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”. Nawet jeśli licencję na ich system wykupiło niewiele miast, to coraz więcej urzędów chce mieć „coś w stylu NaprawmyTo”, dopasowując własne aplikacje do swoich potrzeb i ograniczeń.

Lubelska podstrona serwisu NaprawmyTo (http://lublin.naprawmyto.pl/)

Pokaż nam swoje ulubione miejsca

Mapy internetowe można też wykorzystać do badania bardziej trwałych zjawisk niż dzikie wysypiska i uszkodzona infrastruktura. Już kilkanaście lat temu Emily Talen zwróciła uwagę, że w planowaniu miejskim brakuje danych odzwierciedlających punkt widzenia lokalnych społeczności. Dostępne bazy zawierają zwykle informacje o stanie prawnym działek i istniejącej infrastrukturze, niewiele mówiąc na temat realizacji potrzeb mieszkańców. Talen postulowała więc budowanie oddolnych systemów informacji geograficznej, do których mieszkańcy mogą dodać informacje m.in. o najczęściej odwiedzanych, ulubionych lub najbardziej zaniedbanych miejscach.

Podobna wizja jest obecnie realizowana na Uniwersytecie Aalto w Helsinkach. Pomysłodawczyni metody softGIS, Marketta Kyttä, porównuje ją do kładki przerzuconej nad przepaścią oddzielającą mieszkańców od planistów i urzędników. Metoda łączy “miękkie” spostrzeżenia, doświadczenia i opinie mieszkańców z “twardymi” danymi zgromadzonymi w miejskich zasobach, dodając w ten sposób społeczny wymiar do oceny obecnego stanu zagospodarowania przestrzeni. Dane pozyskiwane są od mieszkańców za pomocą map i ankiet internetowych, po czym trafiają na warsztat urzędników i urbanistów, pomagając im podejmować decyzje lepiej dopasowane do lokalnych potrzeb.

Co istotne, w badaniach wykorzystuje się naukowo zweryfikowane metody, a do opracowania wyników używa się statystyki, dbając o reprezentatywność próby mieszkańców. Dzięki temu dane mogą konkurować z istniejącymi zbiorami pod względem wiarygodności, a efekt końcowy reprezentuje punkt widzenia tak zwanej “cichej większości”, w odróżnieniu od konsultacji otwartych, gdzie dominuje “głośna mniejszość”. Tak uśredniony obraz z ograniczonym udziałem najbardziej aktywnych grup powoduje jednak, że softGIS nie niesie potencjału zmiany politycznej. Mimo że wiedza i doświadczenie mieszkańców są uwzględniane od samego początku tworzenia rozwiązań, nie zwiększa to bezpośrednio ich udziału w podejmowaniu decyzji. Eksperci i władze miasta zachowują prawo do rozstrzygającego głosu.

Fragment testowej aplikacji softGIS opracowanej na potrzeby badań w Poznaniu

Co oni tu planują?

Różnych aplikacji softGIS używa już kilkanaście miast i gmin w Finlandii; ich popularność można tłumaczyć właśnie ich apolitycznością i tworzeniem przestrzeni dla wyważonego przekazu. Urzędnicy i eksperci niechętnie przecież przyjmują krytykę i pozbywają się swoich przywilejów. Pojawiają się jednak próby angażowania mieszkańców w bardziej zaawansowane procesy decyzyjne, mieszczące się na wyższych poziomach drabiny partycypacji. W przypadku planowania przestrzennego i rewitalizacji miast, również pomocne mogą być mapy internetowe.

W partycypacyjnych systemach informacji geograficznej mieszkańcy mogą zapoznać się z dostępnymi warstwami danych (mogą to być np. zdjęcia satelitarne, mapy własności gruntów, dokumenty planistyczne, prognozy transportowe) i porównać je z proponowanymi zmianami, np. planem miejscowym lub przebiegiem nowej trasy tramwaju. Mogą umieszczać na mapie pytania do projektantów, lub wziąć udział w dyskusji, podobnej do tych na forach i w mediach społecznościowych. Serwis może być też rozszerzony o funkcje pozwalające oddać głos lub złożyć formalny wniosek po zalogowaniu.

Różne konfiguracje mogą służyć różnym celom i w różnym stopniu zwiększać udział obywateli w podejmowaniu decyzji. Niektóre aplikacje mogą służyć prostemu przekazaniu informacji, np. poprzez publikację projektu planu, inne posłużą zidentyfikowaniu i zaradzeniu konfliktom. W innych mieszkańcy wspólnie określą priorytety rozwoju i wybiorą spośród alternatywnych scenariuszy. Nie zawsze będzie się to wiązało z faktycznym współdecydowaniem. Zawsze jednak celem stosowania takich narzędzi jest wspieranie komunikacji pomiędzy grupami interesów.

Tego rodzaju systemy są na wczesnym etapie rozwoju. Dyskusje online borykają się z niską jakością postów i słabym zaangażowaniem uczestników. Mechanizmy pozwalające głosować i składać wnioski przez internet również nie są zbyt dojrzałe, przynajmniej w Polsce. Niewiele jest też działających aplikacji, mogących służyć jako przykład. Mimo to, przeprowadzone do tej pory eksperymenty sugerują, że wykorzystanie takich narzędzi pozwala na zwiększenie liczby uczestników oraz wyjście poza lokalność i konfrontowanie punktów widzenia różnych społeczności.

Co dalej?

Żeby internetowe narzędzia partycypacji spełniły pokładane w nich nadzieje, władze miast muszą dostrzec korzyści z ich wprowadzenia. Do tego potrzebne będą kolejne wdrożenia zakończone sukcesami. Wtedy, oprócz doświadczeń, pozyska się zainteresowanie następnych miast. Bez faktycznego zainteresowania władz trudno będzie nie tylko o finansowanie narzędzi ale też prawidłowe ich umieszczenie w ramach organizacyjnych i prawnych.

Warto przy tym pamiętać, że wdrażanie internetowych metod komunikacji z mieszkańcami nie oznacza rezygnacji ze spotkań. Te prawdopodobnie nigdy nie znikną ze spektrum metod wspólnego podejmowania decyzji. Muszą pozostać także dlatego, że dostęp do sieci nie jest i być może nigdy nie będzie powszechny. Pozyskiwanie wiedzy o przestrzeni i podejmowanie decyzji w internecie niesie więc ryzyko wykluczenia pewnych grup. Metody tradycyjne i cyfrowe powinny się więc przenikać i uzupełniać, będąc tylko kolejnym elementem szerokiego spektrum narzędzi partycypacji.

Zdarza się jednak, że to właśnie obecnie stosowane metody wykluczają niektóre grupy. Choćby tych, którym obowiązki rodzinne i zawodowe nie pozwalają dotrzeć na konsultacje w wyznaczonym czasie i miejscu. Według badań prowadzonych w Izraelu i Finlandii, metody internetowe najchętniej wybierane są przez przedsiębiorców i kobiety wychowujące dzieci. Rośnie też pokolenie ludzi, dla których opublikowanie czegoś w sieci jest znacznie bardziej naturalne niż wypowiedź publiczna lub przygotowanie pisemnego wniosku. Brak internetowej drogi dla obywatelskich aktywności będzie poszerzał już i tak ogromną przepaść między urzędnikami i władzami miast a ich mieszkańcami i użytkownikami.