MIASTO LUDZI
Udana przestrzeń publiczna to miejsce, które przyciąga różnorodne grupy ludzi wykonujących w nim różnorodne czynności. Dobre przestrzenie publiczne są dynamiczne i pełne życia w ciągu dnia i w nocy. Pozwalają ludziom czuć się wygodnie i rozwijają proces integracji społecznej, wzajemne zrozumienie i dzielenie się. Budują…
Udana przestrzeń publiczna to miejsce, które przyciąga różnorodne grupy ludzi wykonujących w nim różnorodne czynności. Dobre przestrzenie publiczne są dynamiczne i pełne życia w ciągu dnia i w nocy. Pozwalają ludziom czuć się wygodnie i rozwijają proces integracji społecznej, wzajemne zrozumienie i dzielenie się. Budują one poczucie dumy ze społeczności, wspólnej własności, sprzyjają wolontariatowi. Wpływają też na ekonomiczny rozwój miasta. Z Eleną Madison rozmawia Marta Żakowska.
Tekst ukazał się w drugim numerze Magazynu „Miasta” (www.facebook.com/magazyn.miasta).
Marta Żakowska: Czym jest Project for Public Spaces? Czym się zajmujecie?
Elena Madison: Project for Public Spaces to organizacja non profit zajmująca się planowaniem przestrzennym, projektowaniem i edukacją. Staramy się pomagać mieszkańcom miast w tworzeniu i podtrzymywaniu przestrzeni publicznych budujących silne społeczności. Realizujemy działania nakierowane na tzw. placemaking („tworzenie miejsc” – przypis red.), których podstawą jest pomaganie mieszkańcom w przekształcaniu ich przestrzeni publicznych w żywe miejsca, wyciąganie na światło dziennie lokalnych atutów, pobudzanie procesu rewitalizacji przestrzeni i zaspokajanie wspólnych potrzeb mieszkańców.
A czym jest placemaking? W wielu swoich publikacjach posługujecie się tym terminem.
Placemaking to metodologia budowania społeczności przez oddolną pracę nad przestrzenią publiczną. Jej podstawą jest „parter” miasta – ulice, chodniki, parki, budynki użyteczności publicznej i inne przestrzenie publiczne. Miejsca te mogą prowokować interakcje między ludźmi i wzmacniać lokalne społeczności, uzdrawiać je, podnosić ich wartość ekonomiczną i społeczną.
Proces ten uruchamia się dzięki dokładnemu zrozumieniu dynamiki, potrzeb i uwarunkowań przyszłych użytkowników danych przestrzeni. Analiza opiera się na obserwowaniu, słuchaniu danych społeczności i zadawaniu im pytań dotyczących ich problemów, potrzeb i aspiracji. Dlatego też bezpośrednio współpracujemy z konkretnymi grupami mieszkańców. Tworzymy z nimi wizje miejsc, które uznają oni za ważne i potrzebne. Pomagamy im wdrażać ich pomysły. Na początku pracy w konkretnej okolicy są to zazwyczaj projekty krótkoterminowe, często eksperymentalne ulepszenia istniejących systemów. Działania tego typu mogą szybko podnieść wartość przestrzeni publicznych, odkrywając ich potencjał. Jednocześnie włączamy się w rozwój struktury, która pomaga zarówno publicznemu, jak i prywatnemu sektorowi odpowiadać na zmiany i rozwój danych przestrzeni. Bo dobrze funkcjonujące przestrzenie publiczne rozwijają się organicznie.
A jak doszło do powstania Project for Public Spaces?
PPS powstało w 1975 roku. Od początku działalności jego celem było rozwinięcie pracy i badań Williama (Holly) White’a, autora słynnej publikacji „The Social Life of Small Urban Spaces” (1980). W ciągu 37 lat zrealizowaliśmy projekty w ponad 2500 społecznościach, w 40 krajach i we wszystkich 50 stanach Stanów Zjednoczonych. Współpracowaliśmy z publicznymi i prywatnymi organizacjami, biurami federalnymi, stanowymi i lokalnymi, stowarzyszeniami sąsiedzkimi i innymi grupami obywatelskimi.
Czym dokładnie zajmował się William White?
Holly White był urbanistą, ale urbanistą szczególnego rodzaju. Obserwował ludzi w mieście jako dziennikarz, nie jako profesjonalista w dziedzinie planowania przestrzennego czy projektowania. Stosował obserwację bezpośrednią, by zrozumieć i opisać, jak ludzie używają przestrzeni miejskich – przede wszystkim przestrzeni publicznych. Używał technik takich jak fotografia, by tworzyć wykresy ruchu pieszych i analizować wzory korzystania z miasta. Łączył swoje umiejętności technologiczne i głębokie zrozumienie dla ludzkich potrzeb i zainteresowań. Nie tylko więc obserwował ludzi w mieście, ale też dużo z nimi rozmawiał.
Jak wykorzystujecie jego dorobek?
Jego podejście do badań miejskich leży u podstaw pracy wykonywanej przez PPS. Każdy projekt rozpoczynamy od obserwacji sposobu, w jaki ludzie używają konkretnej przestrzeni publicznej. Badamy też, jak chcieliby jej używać. Podstawą metodologii White’a jest założenie, że dzięki obserwacji i rozmowom z ludźmi zdobywa się informacje dotyczące ich potrzeb i wymagań względem przestrzeni publicznych. W wielu projektach wykorzystujemy też jego techniki – filmujemy przestrzeń, nad którą pracujemy, analizujemy materiał, prowadzimy systematyczne obserwacje, formalne i nieformalne wywiady ze społecznościami…
A czym dla PPS jest dobra przestrzeń publiczna? Jak ją definiujecie? I dlaczego uważacie, że dobrze funkcjonujące przestrzenie publiczne są ważnym elementem dobrze funkcjonujących miast? Jak definiujecie przestrzenie publiczne?
Dlaczego przestrzenie publiczne są ważne dla miast? Uznaję to pytanie za retoryczne – przestrzenie publiczne są esencją urbanizmu, w zasadzie są powodem narodzin miasta. Powinniśmy raczej zastanowić się właśnie nad definicją przestrzeni publicznej. Przestrzenie publiczne to nie tylko place i parki, chociaż miejsca te są dla nich często emblematyczne. Nasze ulice, drogi i instytucje publiczne również są przestrzeniami publicznymi. Szczególnie ulice i drogi – tworzą one bowiem znaczącą część przestrzeni publicznej w mieście. W wielu miastach amerykańskich zajmują one w końcu od 20 do 36% terytorium. Proporcja ta jest nieco mniejsza w Europie, ale nadal pozostaje znacząca. A jednak ulice i drogi dla wielu z nas pozostają mimo wszystko nie przestrzeniami publicznymi, ale przestrzeniami przeznaczonymi dla zmotoryzowanych pojazdów.
Trzeba więc poszerzyć powszechne znaczenie pojęcia przestrzeń publiczna.
Poszerzenie powszechnie przyjmowanej definicji przestrzeni publicznej jest ważne dla zrozumienia jej wartości. Każda przestrzeń, która nie jest Twoim domem albo miejscem pracy (w większości przypadków), jest przestrzenią publiczną. Budynki użyteczności publicznej, takie jak: ratusze miast, biblioteki, szkoły, szpitale, kampusy uniwersyteckie, muzea, teatry, bazary i centra społeczności wraz ze swoimi działkami powinny być uznawane za przestrzenie publiczne.
Krótko mówiąc, dobra przestrzeń publiczna to miejsce, które przyciąga różnorodne grupy ludzi uprawiających w nim różnorodne czynności. Dobre przestrzenie publiczne są dynamiczne i pełne życia w ciągu dnia i w nocy. Pozwalają ludziom czuć się wygodnie i ułatwiają integrację społeczną, wzajemne zrozumienie i dzielenie się. Budują poczucie dumy ze społeczności, wspólnej własności, sprzyjają też wolontariatowi.
To co trzeba zrobić, by mało przyjazna przestrzeń miejska przekształciła się w dobrze funkcjonującą przestrzeń publiczną?
Dobrze funkcjonujące przestrzenie publiczne to miejsca, które wyłaniają się organicznie dzięki nakładającym się na siebie aktywnościom, sposobom ich używania i procesowi ich projektowania. Najlepsze przykłady dzisiejszych przestrzeni publicznych, miejsca takie jak Piazza Del Campo w Sienie, Ogrody Luksemburskie w Paryżu czy słynne ulice w Barcelonie zostały zbudowane dawno temu, ale nadal świetnie działają. W procesie ich projektowania brane były bowiem pod uwagę czynności i sposoby korzystania z tych miejsc przez ich przyszłych użytkowników.
Jakie jest więc największe wyzwanie w procesie tworzenia przestrzeni publicznych? Czy jest nim podejście do użytkownika projektu, jego uwarunkowań i potrzeb?
Największym wyzwaniem w procesie tworzenia przestrzeni jest dziś przewartościowanie designu, jego formy i funkcji. Design jest dziś za bardzo skupiony na manifestach, w których potrzeby realnych użytkowników są spychane w cień – w tym się z Tobą zgadzam. Nowe przestrzenie publiczne są najczęściej środowiskami budowanymi pod dzieła słynnych architektów. Przestrzeń, która wokół nich powstaje, jest tylko odpadkiem w procesie powstawania budynku i w zasadzie przypadkowo staje się przestrzenią publiczną, dlatego tak słabo pełni jej funkcję. Wielkie nowe budynki oferują niewiele w kontekście przestrzeni publicznej. Niezbyt dobrze korespondują z przestrzeniami i ulicami, które je otaczają. Odwracają się do nich pustymi lub szklanymi ścianami, a wejścia do nich są ukryte lub niewygodnie umiejscowione z punktu widzenia przechodniów. Budynki te oferują znacznie więcej samochodom niż przechodniom.
Zarzuty, mam wrażenie, można mieć nie tylko wobec architektury, ale też architektury krajobrazu.
Zgoda, forma dominuje nad funkcją w większości powstających dziś projektów. Często mamy do czynienia z projektami krajobrazu, które mają dobrze wyglądać na planie czy monumentalnie w rzeczywistości, ale nie są dostosowane do potrzeb ich użytkowników; czasami wręcz ich funkcją jest zniechęcanie do korzystania z danej przestrzeni. Buduje się ścieżki prowadzące donikąd, sadzi się siatki drzew niedające cienia, pokazuje się dzieła sztuki oferujące nijakie doświadczenia, stawia się niewygodne ławki, fontanny, których nie można dotykać, siedziska zbyt wysokie, by na nich usiąść, płoty z kolcami itd.
Potrzebujemy więc redefinicji metodologii dominującej wśród projektantów i zwrotu antropologicznego w ich pracy. Zwrotu na szerszą skalę – bo jak wiemy, niektórzy z projektantów tworzą obiekty dla ludzi, doprojektowane i ciekawie funkcjonujące społecznie.
I w procesie tworzenia dobrej przestrzeni publicznej wszystkie te błędy muszą zostać odwrócone – trzeba wrócić do definicji słowa „miejsce”. Dobrze działające miejsca nie są miejscami na pokaz, są miejscami ludzkich działań i aktywności społecznej. Najważniejsze jest więc stworzenie odpowiedniego dla miejscowych potrzeb programu korzystania z tych przestrzeni. Konstruować go trzeba we współpracy z lokalnymi partnerami. Rolą designu jest umożliwienie użytkownikom przestrzeni korzystania z niej w wygodny sposób, a nie czyste manifestowanie refleksji projektantów. Jedynym manifestem designerów może być zapraszanie użytkowników do współpracy i dostarczanie im wygody. Dzięki realizowaniu tych założeń w praktyce tworzymy miejsca kochane i używane przez ludzi w różnym wieku i o różnej płci; miejsca, w których mieszają się kultury i w których użytkownicy wspólnie doświadczają szczególnych chwil.
A czym jest dla PPS ulica? Transport? Jak redefiniujecie te pojęcia, budując społeczności? I czym jest często używane przez was pojęcie community-based transportation (transport dla społeczności – przyp. red.)?
White świetnie zdefiniował ulicę. „Ulica jest rzeką życia miasta, miejscem, w którym się spotykamy, ścieżką do centrum” (1980). Myślę, że zapomnieliśmy o liczbie funkcji, jakie ulice i drogi pełniły w historii, i stworzyliśmy z nich sceny pod jedną rolę – odgrywaną przez samochody. W Stanach Zjednoczonych, po dekadach drogich projektów związanych z transportem, skupionych na budowaniu szerszych, prostszych i szybszych dróg, orientujemy się, że budowanie kolejnych przestrzeni dla samochodów nie jest rozwiązaniem. Ulice nie są miejscami spotkań i wymiany, coraz więcej ludzi ginie w wypadkach samochodowych, rodzice boją się o dzieci wracające ze szkoły. Zorientowane na samochody nowe społeczności miejskie nie mają poczucia swojego miejsca. I co najgorsze – ulice i chodniki nie są już postrzegane jako przestrzenie, z których korzystają społeczności. Fakt ten jest ogromną stratą, bo zajmują one co najmniej jedną trzecią terytorium każdej okolicy.
Ludzie profesjonalnie zajmujący się planowaniem, projektowaniem i transportem powoli orientują się jednak, że ulice nie są tylko przestrzeniami mającymi pozwalać nam jak najszybciej przedostać się przez miasto i z niego wydostać. Mogą za to być nęcącymi i żywymi miejscami, których nie chce się opuszczać. Przekonanie to leży u podstaw naszego podejścia do procesu planowania transportu opartego na potrzebach społeczności.
Od czego zaczynacie więc pracę, korzystając z tej metodologii działań?
Proces ten zaczynamy od identyfikacji miejsc i celów przemieszczania się, ważnych dla danych społeczności. Następnie kreujemy ulice jako miejsca same w sobie. Nasze podejście polega jednak na włączaniu społeczności w proces planowania i budowania wspólnych wizji ulic i ich celów. Szukamy rozwiązań promujących aktywność pieszych, wzmacniających dobrze działające przestrzenie publiczne i niepozwalających na dominację pojazdów. Jak mówi nasz szef, Fred Kent, uczeń White’a, „Jak planujesz dla samochodów i korków – dostajesz samochody i korki. Jak planujesz dla ludzi i miejsc – dostajesz ludzi i miejsca”.
Jedną z podstaw waszej pracy w przestrzeniach publicznych jest też przekonanie, że przestrzenie te powinny być wielofunkcyjne.
Jak wspomniałam wcześniej, dobre przestrzenie publiczne są przestrzeniami, które przyciągają różnych ludzi. Są miejscami, w których wiele sposobów korzystania z przestrzeni nakłada się na siebie. Spotykają się tam ludzie różnych płci, w różnym wieku, z różnych kultur – czasem, by się poznawać, wymieniać, czasem, by czerpać przyjemność z bycia wśród innych. Dlatego też przestrzenie publiczne muszą być wielofunkcyjne. I dlatego też w środowisku zajmującym się planowaniem przestrzennym odchodzi się od konstruowania miejsc pełniących jedną konkretną funkcję. Spójrzmy na przykład na jeden z najlepiej skonstruowanych parków na świecie – Ogrody Luksemburskie. Park ten jest de facto przestrzenią wielofunkcyjną, z wieloma atrakcjami, miejscami do zabawy i rekreacji, z muzeum, teatrem, zabawkami dla dzieci, szklarniami, gokartami, łódkami, na których można pływać, końmi i osłami, centrum opieki nad dziećmi, kawiarniami, kioskami z jedzeniem itd. Kluczem do sukcesu parków jako miejsc wielofunkcyjnych jest więc triangulacja, wyważanie relacji między odpowiednimi formami korzystania z przestrzeni i elementami designu, które je umożliwiają.
Czym jest triangulacja w waszym rozumieniu? Zbieraniem danych różnymi metodami? Znam to pojęcie tylko z socjologii.
Triangulacja jest konceptem, którego używamy do połączenia elementów w parkach w taki sposób, by miały sens i produkowały całość będącą więcej niż sumą części parku. Miejsce zabaw dla dzieci, przykładowo, z wygodnymi ławkami w słońcu i w cieniu, toaleta, barek, boisko do koszykówki i teatr lalkowy blisko siebie tworzą idealne miejsce triangulacji, pozwalają czerpać przyjemność całej rodzinie. Jest to przestrzeń, w której członkowie rodziny mogą spędzać wiele godzin, blisko siebie, ale zaangażowani w konkretne działania dostosowane do potrzeb różnych grup wiekowych.
Nie jest to oczywiście dominująca tendencja w tworzeniu parków.
Nie jest, niestety. Dominująca aktualnie tendencja w projektowaniu parków opiera się na rozszczepianiu tych elementów i separowaniu użytkowników. W większości parków place zabaw dla dzieci oddalone są od boisk, kawiarnie i teatry nie mogą w nich powstawać (bo uznawane są za przedsięwzięcia komercyjne), nie ma też udogodnień dla ludzi opiekujących się dziećmi na placach zabaw. W procesie planowania i zagospodarowywania parków często pojawia się niechęć do wprowadzania do nich przedsięwzięć komercyjnych (sprzedaż, jedzenie, rozrywka), co łączy się ze strachem przed prywatyzacją otwartych przestrzeni publicznych. Ta forma zawłaszczenia przestrzeni jest często spotykana w Centralnej i Wschodniej Europie. Zdarzało się, że prywatne przedsięwzięcia przejmowały tam publiczne parki. Nie jest to jednak problemem w dobrze funkcjonujących i porządnie zarządzanych parkach miejskich. Tworzenie możliwości odpowiedniego handlu w przestrzeniach parków nie równa się oddaniu fragmentu parku w prywatne posiadanie. Intencjonalne i ostrożne zarządzanie jest więc kluczem do tworzenia dynamicznych parków miejskich, a jednym z jego zadań jest unikanie prywatyzacji i kontrolowanie koncesji.
PPS pracuje też nad przestrzeniami bazarów i marketów. Czym są dla was te miejsca?
W historii miast markety są kwintesencją przestrzeni publicznych. Wszyscy są w nich mile widziani, nawet ludzie ubodzy, a mieszanina kupców i sprzedawców sprawia, że przestrzenie te są ekscytujące i fascynujące. Markety są też miejscami, w których rodzą się drobne przedsiębiorstwa, w których rzemieślnicy, rolnicy i ogrodnicy mogą oferować swoje produkty. W Stanach Zjednoczonych są one bardzo skuteczną formą wzmacniania lokalnej ekonomii. Pomagają drobnym przedsiębiorcom uruchamiać małe przedsięwzięcia i biznesy niewielkim nakładem finansowym.
W pracy nad marketami też korzystacie z podejścia placemaking.
Tak, bo placemaking pomaga zarządzającym bazarami i marketami wzmacniać je ekonomicznie i myśleć o tych miejscach jako centrach działalności lokalnej społeczności. Z naszą pomocą wielu z nich dołączyło więc do życia marketów np. darmowy program wydarzeń kulturalnych w ich obrębie. Zaprosili lokalnych artystów, performerów, nauczycieli i aktywistów społecznych do współpracy. Okazuje się, że miejsca tego typu odnoszą znacznie większy sukces i przynoszą wszystkim więcej zysków, gdy stają się centrum lokalnego życia społecznego, a nie tylko miejscem sprzedaży. W końcu nawet centra handlowe już rozumieją tę zasadę.
Wiele więc zależy od zaangażowania lokalnych mieszkańców w proces tworzenia przestrzeni – zarówno w parkach, na ulicach, jak i na targach. A co poszczególny mieszkaniec miasta może zrobić, żeby działało ono lepiej?
Budowanie miasta przyjaznego ludziom nie jest prostym zadaniem. Potrzeba miejsca, by tworzyć społeczność, a społeczności, by tworzyć miejsce. Każdy z nas może więc połączyć swoje siły z siłami innych świadomych i chcących żyć w lepszych warunkach mieszkańców w kolektywnej akcji mającej na celu polepszenie przestrzeni miejskich. Jest wiele przykładów pokazujących, co grupy obywateli są w stanie zdziałać: od nacisków społecznych po planowanie partycypacyjne i bezpośrednie akcje mające na celu polepszenie warunków życia w konkretnych okolicach. Siłę obywateli, w tym kontekście, świetnie opisała Margaret Mead, mówiąc, że nigdy nie wątpiła, że niewielka grupa rozsądnych, zaangażowanych obywateli może zmienić świat. W rzeczywistości – tylko takie grupy dotąd go zmieniały.
Przejdźmy na chwilę jeszcze do Europy Wschodniej, w której, swoją drogą, te niewielkie grupy ludzi zmieniły wielkie systemy. Brałaś udział w większości szkoleń i projektów zorganizowanych przez PPS w Centralnej i Wschodniej Europie. Jakie to były projekty?
Urodziłam się w Sofii, w Bułgarii. Jako obywatelka tej części świata miałam za zadanie zorganizowanie szkoleń i wyposażenia technicznego w Europie Centralnej i Wschodniej. Nasz program skupia się na budowaniu lokalnej wiedzy i sieci społecznych, więc zazwyczaj szukamy partnerów wśród lokalnych organizacji i używamy projektów pilotowych jako form szkoleń. PPS od 1994 roku współpracuje na przykład z Nadace Partnerstvi (Czeską Fundacją Partnerstwa Środowiskowego – przyp. red.). W międzyczasie pracowaliśmy też z jej siostrzanymi organizacjami na Słowacji, Węgrzech i w Bułgarii.
Co robiliście podczas tych wizyt?
Podczas takich wizyt skupiamy się przede wszystkim na szkoleniach i wymianie umiejętności. Od pięciu lat intensywnie współpracujemy też z Serbią, Czarnogórą i Kosowem. Wierzymy w siłę i mądrość lokalnych społeczności. Dlatego też przenosimy nasze podejście i metodologię do lokalnych kontekstów, współpracując z planistami i projektantami, którzy rozwijają je z naszą pomocą. Aktualnie szukamy sponsorów do przeprowadzenia projektów w Bukareszcie i Sofii.
I podobno może też w Polsce. To bardzo ciekawe, że Polska jest jednym z krajów najintensywniej korzystających z waszej strony internetowej. Na waszym profilu na Facebooku, na przykład, Polska klasyfikuje się na trzecim miejscu – pod względem częstotliwości śledzenia waszych statusów. Język polski jest też trzecim najczęściej używanym językiem na waszych stronach, a ludzie z Warszawy wchodzą na nie niemalże tak często jak nowojorczycy. To wspaniałe, że możecie pomóc nam w redefiniowaniu pojęcia przestrzeni publicznych. Ciekawy jest także wpływ doświadczenia komunizmu, transformacji systemowej i dwóch pierwszych dekad wolnego rynku na polskie kulturowe wzory korzystania z przestrzeni publicznej i jej konstruowania. Czeka nas dużo pracy, na różnych poziomach, zanim uda nam się zmienić podejście do wspólnych przestrzeni i rzeczywiście je uwspólnić.
Nie jestem pewna, skąd tak duże zainteresowanie PPS w Polsce. Nasi przedstawiciele dawali wykłady i prowadzili warsztaty w waszym kraju. W 2009 roku sama nawet, wraz ze Steve’em Daviesem, wzięłam udział w konferencji zorganizowanej przez Fundację Partnerstwo dla Środowiska w Krakowie. Sądzę, że ten wysoki poziom zainteresowania naszą działalnością wynika z faktu, że w wielu krajach z komunistyczną przeszłością kwestie definiowania, używania i walczenia o przestrzenie publiczne wychodzą właśnie na światło dzienne.
Wiele dużych miast w Centralnej i Wschodniej Europie przeszło dramatyczne zmiany w ciągu ostatnich dwóch dekad. Rozwinęły lub są w trakcie rozwijania ambitnych, długofalowych planów (plany rozwoju regionalnego, planowanie transportu, planowanie przestrzenne) dotyczących głównych infrastruktur i rozwoju na dużą skalę. Często jednak w procesach tych brakuje strategicznego myślenia i planowania dotyczących przestrzeni publicznych. Zjawisko to z kolei wynika z braku świadomości, że dobrze tworzone i działające przestrzenie publiczne są nie tylko podstawą dobrze działającego miasta, ale też podstawą rozwoju ekonomicznego miast i metropolii. Tymczasem w wielu krajach Europy Centralnej i Wschodniej przestrzeń publiczna nie funkcjonuje jako kategoria, trudno więc ją regulować. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych – kanciaste kategorie tradycyjnego planowania nie wspierają pełnych życia przestrzeni publicznych. Dlatego też, stosując uniwersalne zasady, nasza metodologia pracy (placemaking) traktuje każde miejsce jako unikalne, z własnymi interesariuszami, użytkownikami, potrzebami i wyzwaniami dla projektantów.