Przyszłość suburbiów

Jak będzie wyglądało podmiejskie życie Polaków w 2018 roku? Próba odpowiedzi na to pytanie jest jednocześnie próbą skonstruowania planu działania dla planistów, administracji lokalnych, dla nowych i rdzennych mieszkańców suburbiów. Może nie wszystko jeszcze stracone? Artykuł pochodzi z numeru 5/6 Magazynu Miasta: Miejska pięciolatka. Suburbanizacja…

Jak będzie wyglądało podmiejskie życie Polaków w 2018 roku? Próba odpowiedzi na to pytanie jest jednocześnie próbą skonstruowania planu działania dla planistów, administracji lokalnych, dla nowych i rdzennych mieszkańców suburbiów. Może nie wszystko jeszcze stracone?

Artykuł pochodzi z numeru 5/6 Magazynu Miasta: Miejska pięciolatka.

Suburbanizacja to, najprościej rzecz ujmując, urbanizacja strefy podmiejskiej, czyli rozszerzanie się atrybutów miasta (rozumianych przez geografów jako zmiany sposobu użytkowania ziemi, przez urbanistów jako podwyższenie wskaźników wyposażenia w twardą infrastrukturę, a przez socjologów jako dyfuzja miejskich stylów życia) na obszary podmiejskie. W historycznym znaczeniu suburbanizacja nie jest niczym nowym – już zamożni mieszkańcy starożytnego Rzymu przenosili się na lato do podmiejskich rezydencji. Współczesna suburbanizacja jest etapem rozwoju miast metropolitalnych. Zależnie od przyjętej perspektywy badawczej za przyczynę suburbanizacji można uznać czynniki makroekonomiczne (efekt zmian w obiegu kapitału), mikroekonomiczne (zmiany w decyzjach konsumenckich ludzi poszukujących określonych walorów zamieszkania), a także problemy społeczne miasta i niedostatki w dostarczaniu usług komunalnych wypychające zamożniejszych mieszkańców poza granice administracyjne.

/ Flickr.com - Rich Mason

/ Flickr.com – Rich Mason

Nasze podwórko

Spis powszechny z 2011 roku (NSP 2012) pokazał, że ludność miejska stanowiła 60,8% ogółu populacji w Polsce (w 2002 r. udział ten wynosił – 61,8%), a ludność wiejska 39,2% (w 2002 r. – 38,2%). Autorzy raportu po-spisowego podkreślają, że zwiększenie liczby ludności wiejskiej w dużej mierze spowodowane było rozwojem ośrodków podmiejskich. (NPS 2012, s. 47). Co ważne, od 1945 roku w Polsce nieustająco zwiększała się liczba mieszkańców miast, aż do 1991 roku, kiedy stanowili oni 62% ogółu ludności, a tendencja uległa odwróceniu i mieszkańców miast zaczęło ubywać .

Przyczyny suburbanizacji, jej cechy i konsekwencje są pochodną uwarunkowań makro i mikrospołecznych. Dlatego też można jednocześnie mówić o suburbanizacji w Polsce, bo zjawisko to obserwujemy od około 15 – 20 lat na obrzeżach dużych miast, jak i o polskiej suburbanizacji, gdyż ma ona swoją lokalną specyfikę, uwidaczniającą się na tle innych krajów Europy środkowo-wschodniej.

Specyfika polskiej suburbanizacji wywodzi się ze współoddziaływania różnych czynników. Wśród nich wymienić można takie jak głód mieszkaniowy pozostały po okresie socjalizmu i powiększający się po 1989 roku oraz surowe normatywy mieszkaniowe zastosowane na osiedlach bloków z lat 60-tych i 70-tych XX w., w których w roku 2006 mieszkało 40% Polaków (CBOS BS/120/2010, s. 1). Do listy przyczyn można dopisać postępującą dekapitalizację i degradację materialnej i społecznej tkanki miejskich zasobów komunalnych oraz dużo wyższe ceny (i mniejszą dostępność) działek budowlanych w granicach administracyjnych miasta niż poza nim.

Uruchomienie procesów rynkowych w obszarze gospodarki gruntowej i mieszkaniowej w okresie transformacji w Polsce zróżnicowało szanse mieszkańców miast na poprawę sytuacji mieszkaniowej. Brak planów zagospodarowania przestrzennego w miastach (na terenach wiejskich w planach przewiduje się głównie funkcję mieszkaniową ), uwzględniających potrzeby mieszkaniowe i wyższa cena ziemi w mieście wymusiły realizację wyższych aspiracji mieszkaniowych wybranych grup mieszkańców na terenach ulokowanych poza miastem. Jeśli ktoś poszukuje większego metrażu, z ogrodem, bez hałasu, w otoczeniu zieleni i bez uciążliwego sąsiedztwa, o wiele trudniej znajdzie je w mieście niż poza nim. Reklamowe zachęty deweloperów skłaniające przedstawicieli klasy średniej, by – w sytuacji wyboru – decydowali się na zamieszkanie pod miastem, trafiają na podatny grunt. Badania opinii CBOS z 2006 roku pokazały, że w porównaniu z 1998 rokiem wyraźnie przybyło osób przedkładających mieszkanie na wsi (z 30% do 42%) nad życie miejskie (z 67% do 55%).

Polskie przedmieścia rozwijają się w bliskim sąsiedztwie rdzeni starych wsi. Nowe domy są wyrazem społecznych aspiracji i kapitału kulturowego właścicieli. Dlatego, choć większość podmiejskich inwestycji to szczelnie ogrodzone płotem domy z katalogu,  np. pod Warszawą dominują deweloperskie osiedla zamknięte, a w niektórych dolnośląskich gminach nowe domy przeplatają się ze starą zabudową. Złożone oddziaływanie uwarunkowań ekonomicznych (cena i dostępność ziemi), jak i głęboko zakorzenionych przekonań, że najlepszym miejscem do życia dla człowieka jest dom jednorodzinny, musiały się zmaterializować w postaci podmiejskiego domu. Musiały – nie tylko w nawiązaniu do utrwalonych w kulturze antyurbanistycznych mitów i wzorców ojczyzny-domu oraz narodu-domu , ale także w opozycji do ideologii komunistycznej, której przestrzennym symbolem było mieszkanie w bloku z wielkiej płyty.

/ Flickr.com - Bill Ward

/ Flickr.com – Bill Ward

Trochę futurologii

Obecnie o planowaniu urbanistycznym w podmiejskich wsiach nie ma mowy. Reprezentanci środowiska urbanistycznego dają wyraz przekonaniu, że ich rola polega, w znacznej mierze, na odpowiadaniu na oczekiwania posiadaczy gruntów rolnych, którzy noszą się z  zamiarem ich sprzedania z nadzieją na zysk. W efekcie w studiach uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego istnieją rezerwy budowlane zdolne pomieścić ok. 300 milionów ludzi, a w planach miejscowych – do 100 mln ludzi. W samych tylko planach dla gmin otaczających np. Wrocław jest miejsce dla 2,5 mln ludzi. Jaki wpływ na rozwój osiedli podmiejskich będą miały takie zjawiska jak deregulacja zawodu urbanisty czy plany wprowadzenia ułatwień w prawie budowlanym, polegające, między innymi, na likwidacji pozwoleń na budowę domów jednorodzinnych? Wydaje się, że uwolnienie procesu budowlanego spod jakiejkolwiek kontroli nie wpłynie radykalnie na zmianę jakości polskiej przestrzeni podmiejskiej, a raczej usankcjonuje i pogłębi jej obecny katastrofalny stan.

Myśląc o tym, jaki wpływ na formę przedmieść będą mieli inwestorzy w przyszłości, należy żywić nadzieję, że wraz z kumulacją doświadczeń zamieszkiwania w podmiejskich domach i ze wzmacnianiem kapitału kulturowego Polaków poprawie ulegnie także wygląd przedmieść. Brak edukacji architektonicznej i nietraktowanie ładu przestrzennego jako wartości skutkuje stanem chaotycznych i brzydkich, pełnych problemów społeczno-przestrzennych suburbiów. Ich przemiana to projekt cywilizacyjny, który wykracza daleko poza plan 5-letni.

Z punktu widzenia socjologa ważniejsze niż kondycja przestrzeni prywatnych (domów) jest jednak istnienie i jakość przestrzeni publicznych w osiedlach podmiejskich. Plany zdecydowanej większości gmin nie przewidują terenów pod przestrzenie publiczne. Jeszcze rzadziej myślą o nich deweloperzy skupieni na skomercjalizowaniu każdego metra kwadratowego działki i niezainteresowani projektowaniem dospołecznej i wypełnionej infrastrukturą społeczną przestrzeni publicznej. W efekcie, u mieszkańców nowych osiedli podmiejskich można zauważyć strategię oswajania przestrzeni pozadomowej polegającą na zindywidualizowanym poznawaniu i oswajaniu atrakcyjnych miejsc (małych połaci lasów, okolicznych zbiorników wodnych, malowniczych łąk) oraz traktowaniu ich jako prywatnych miejsc magicznych, a nie miejsc publicznych – współdzielonych i współ-doświadczanych z innymi mieszkańcami. Indywidualizm, prywatność i własność to, sądząc po kształcie osiedli podmiejskich w Polsce, najistotniejsze wartości, jakim hołdują ich mieszkańcy. Brak przestrzeni publicznych dodatkowo wzmacnia ich postawy.

Czy pojawienie się miejsc wspólnych może zmienić nastawienie mieszkańców? Jestem daleka od przekonania, że możliwe jest wywieranie tego rodzaju wpływu na formowanie się wspólnoty. Model małego miasteczka uznawany przez urbanistów za ideał zamieszkiwania nie jest ideałem, jakiego pragną współcześni suburbaniści, preferujący życie w utopiach prywatnych (strzeżonych) osiedli . Dodatkowo, nie ma dowodów na istnienie bezpośredniej zależności pomiędzy formą przestrzenną osiedli a poczuciem wspólnoty. Istnieje jednak zależność pomiędzy formą przestrzeni a częstotliwością interakcji, w jakie wchodzą mieszkańcy (dzięki istnieniu przestrzeni publicznych, ulic, wspólnej infrastruktury) i ten aspekt życia społecznego osiedli podmiejskich powinien angażować urbanistów i architektów. Nie należy również zapominać o roli czynników pozaśrodowiskowych w procesach budowania wspólnot.

okladka_5_6_Miasta

Aktywne podmioty

Wielkie wyzwanie stoi bez wątpliwości przed urbanizującymi się wsiami, które powinny brać na siebie rolę aktywnych podmiotów (wyraźniej niż robią to obecnie) w politykach projektowanych już nie osobno dla miasta i wsi, ale w ujęciu aglomeracyjnym czy regionalnym. Autorzy planów Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych (ZIT) rozumieją, że problemy rozwojowe grupują się terytorialnie, bez względu na granice administracyjne, co ma sprzyjać rozwojowi współpracy i integracji na obszarach funkcjonalnych, promować partnerski model kooperacji różnych jednostek administracyjnych i dawać szansę na realizowanie zintegrowanych projektów odpowiadających na potrzeby miast wraz z ich obszarami funkcjonalnymi. Należy mieć nadzieję, że te projekty nie będą dotyczyć głównie transportu i twardej infrastruktury, ale będą obejmować także interwencje w obszarach „miękkich”. Narzędziem ułatwiającym zaangażowanie partnerów na szczeblu lokalnym w tworzenie i wdrażanie lokalnych zintegrowanych strategii, które pomogą w zrównoważonym rozwoju różnych obszarów, ma być podejście CLLD (Community-Led Local Development) czy, po polsku, RLKS (Rozwój Lokalny Kierowany przez Społeczność). I tu rodzi się pytanie, czy nowi osadnicy są gotowi wziąć udział w tym procesie?

Z moich szacunków  wynika, że bez zameldowania w suburbiach mieszka od 40 do 70% nowych osadników. Podatki płacą oni w mieście. Nie mogą być więc brani pod uwagę, gdy kalkulowana jest wysokość funduszu sołeckiego. Nie biorą też udziału w zebraniach wiejskich. Nie znają sołtysa – podatek od gruntu płacą przez Internet. Nie należą także do kół gospodyń wiejskich, Ochotniczej Straży Pożarnej, klubów sportowych czy rad parafialnych, a zwykle to właśnie ze starego trzeciego sektora wiejskiego wyrastają Lokalne Grupy Działania – podstawa obywatelskiego zaangażowania. Dominujący brak zaangażowania w życie urbanizujących się wsi nie powstrzymuje jednak nowych osadników przed formułowaniem oczekiwań co do jakości życia w tych lokalizacjach. Wydaje się, że nie dostrzegają oni podstawowej zależności pomiędzy wpływami z podatku PIT a kondycją finansową gmin. Wyzwanie, jakie stoi przed lokalnymi liderami – sołtysami, proboszczami, wójtami, działaczami organizacji – to w związku z tym dostrzeżenie faktu, że nowi osadnicy stanowią, w każdym sensie, potencjał rozwojowy wsi. I należy podjąć wysiłki zmierzające do tego, by „nowi” przestali być nowymi, a stali się współmieszkańcami, odpowiedzialnymi i zaangażowanymi w życie okolic swojego miejsca zamieszkania.