ZABAWA w DYSKUSJĘ?

Tytuł tekstu Agaty Dąmbskiej („Zabawa w miasto”) wydaje się być miażdżący dla polityków miejskich „na rozbiegu”. Wskazuje, że mamy do czynienia z młodzieżowymi imprezowiczami, którzy w domyśle są lekkomyślni i niekompetentni. Autorka ex cathedra mówi więc ruchom miejskim, że sprawa jest dla nich zbyt poważna….

Tytuł tekstu Agaty Dąmbskiej („Zabawa w miasto”) wydaje się być miażdżący dla polityków miejskich „na rozbiegu”. Wskazuje, że mamy do czynienia z młodzieżowymi imprezowiczami, którzy w domyśle są lekkomyślni i niekompetentni. Autorka ex cathedra mówi więc ruchom miejskim, że sprawa jest dla nich zbyt poważna. Jednocześnie jednak pokazuje swoją własną ignorancję – pisze o tym, co jej się wydaje, a nie o tym, jak jest w rzeczywistości.

Prezentujemy kolejny głos w dyskusji o Porozumieniu Ruchów Miejskich. Artur Celiński pisał w artykule „Moc porozumienia”o tym dlaczego dobrze przygotowane merytorycznie ruchy miejskie zrzeszone w Porozumieniu są w stanie zmienić politykę miejską. Agata Dąmbska w swoim tekście „Zabawa w miasto” zwróciła uwagę, że miasto nie jest zabawką, a miejscy aktywiści nie są w stanie podołać wyzwaniom związanym z rządzeniem i zarządzaniem miastami. Dzisiaj publikujemy artykuł Lecha Merglera, który w właściwy sobie sposób odpowiada na zarzuty Dąmbskiej.

Kto i jak nas widzi?

Najpierw o doświadczeniu sprzed kilku dni – niezależnym od artykułu, ale zbieżnym. W poznańskim Radiu Merkury uczestniczyłem w blisko godzinnej dyskusji dotyczącej udziału ruchów miejskich w wyborach do władz zainspirowanej inauguracją PRM 8 lipca 2014 r.W pewnym momencie prowadząca – doświadczona komentatorka polityczna Radia – przytacza cytat z Facebooka i pyta, czy według mnie PRM jest lewacką, hipstersko-anarchistyczną formacją. Domaga się konkretnego programu wyborczego i określa nas jako środowisko głównie krytykujące władze z pozycji ogólnikowych żądań.  Kiedy próbuję go przedstawiać, utrudnia wypowiedź. Wcześniej w numerze „Polityki” na temat Poznania, znana dziennikarka Janina Paradowska określiła komitet wyborczy My.Poznaniacy, który w 2010 r. uzyskał blisko 9,5% w wyborach rady miasta, jako koalicję „środowisk anarchistycznych”. Żeby było ciekawiej – ponad pół roku temu przysłuchiwałem się debacie o ruchach miejskich w anarchistycznym klubie „Zemsta” w Poznaniu. Główni mówcy, krajowi liderzy frakcji anarchistycznej radykalnej lewicy, nie zostawili suchej nitki na ruchach miejskich nazywając je sługusami panującego opresyjnego reżimu kapitalistycznego. Jedno z drugim, trzecim i czwartym przywraca równowagę – skoro z lewej i prawej nas krytykują, to znaczy, że utrzymujemy właściwy kurs.

O co tu chodzi?

Agata Dąmbska, jak przywołane dziennikarki, za bardzo nie wie o czym się mówi – to publicystyka „na pamięć”, a raczej „na słuch” – w oparciu o to, co zasłyszane. Autorka jest liderką Forum OD-NOWA i bardzo dziwi ta próba zdyskredytowania na wejściu startującej inicjatywy wyborczej koleżanek i kolegów z innych organizacji. Wygląda to na profilaktykę polityczną –  jakby ktoś z reagował obronnie na zagrożenie u samego jego źródła i próbował  je zdyskredytować zaklinając rzeczywistość.

Flickr.com / @Adam Fagen

Flickr.com / @Adam Fagen

Aspiracje ruchów miejskich do władz najbardziej ma kompromitować ich niezdolność do reorganizacji szpitala i fakt, że na co dzień zajmują się  pierdołami. Rozumieć należałoby, że Agata Dąmbska posiada pewność, iż kandydaci do rad miejskich z PO, PiSu, SLD albo od prezydentów Grobelnego, Dutkiewicza czy Majchrowskiego i reszty – zdolność reorganizacyjną szpitali posiadają w stopniu zdecydowanie wyższym, a na pewno wystarczającym. Należałoby – ale uwierzyć w to się nie da, bo żadnych podstaw po temu nie ma – że Dąmbska niczego w tym względzie nie sprawdziła i sprawdzać nie zamierza. My zaś wiemy z długotrwałych obserwacji uczestniczących, że beznadziejnych radnych-dietetyków (na dietach radnych), którzy nie tylko o szpitalach, ale w ogóle o niczym zielonego pojęcia nie mają, jest o wiele więcej niż mądrych inaczej aktywistów miejskich.

Wywód autorki ma narzucić narrację o wyborach miejskich z perspektywy merytokratycznej a w gruncie rzeczy technokratycznej. W jej ramach zaś zasiać podejrzliwość wobec naszego środowiska i pokazać je jako niekompetentne, bo zabawiające się duperelami. Dąmbska chyba wie (nie wie…?), że wybory to nie jest konkurs na docentów albo rzeczoznawców od szpitali, tylko demokratyczny sposób wyłonienia reprezentacji politycznej. Wynik wyborów to wyraz poparcia ze strony społeczności miasta, a przede wszystkim wyraz zaufania i akceptacji dla ogłaszanych wartości, wiarygodności poszczególnych osób i całej ekipy. Stawianie ruchom miejskim wyborczych wymagań ekstra (szpitalna kompetencja reorganizacyjna ponad wszystko) oraz omijanie politycznego charakteru wyborów może jedynie służyć obronie aktualnego status quo w miastach. To zaś opiera się na rządach establishmentu – prezydenckich dworów lub partii politycznych. Czy robi tak dlatego, że jest tak dobrze? Czy raczej chodzi o uniknięcie zasadniczego pytania (tyle że niewygodnego) do zasiedziałych zarządców status quodla kogo jest miasto, którym zarządzacie? Czyje interesy pierwszoplanowo reprezentujecie i obsługujecie? Szereg barier blokujących rozwój miast, wskazanych przez samą Agatę Dąmbską, ma charakter blokad politycznych. To właśnie Porozumienie Ruchów Miejskich mówi o tym wprost.

Dobrze jest mieć pojęcie

Agata Dąmbska nie wie o czym pisze, a swoją wiedzę opiera na zasłyszanych stereotypach –  podobnie jak obie przywołane dziennikarki. Ruchy miejskie to bogaty i pluralistyczny fenomen społeczny, wielopostaciowy, żywy, geograficznie rozczłonkowany, dynamicznie ewoluujący, proces in statu nascendi (warto tutaj sięgnąć do tekstu Przemka Plucińskiego). W tym miejscu, dla polemicznego porządku, można wskazać na „cięższy gatunkowo” wymiar aktywności ruchów miejskich świadczący o ich kompetencji, odpowiedzialności, politycznej dojrzałości, społecznej inteligencji i skuteczności w różnych dziedzinach funkcjonowania miasta. Ruchy miejskiej to dziesiątki projektów rozwiązywania dużych problemów miejskich (np. toruński „Restart”)i liczne analizy, badania, publikacje, konferencje i szkolenia, przedsięwzięcia praktyczne, prowadzone postępowania urzędowe i sądowe oraz kampanie społeczne. Nie tylko współpracują z nami eksperci z niemal ze wszystkich dziedzin miejskiego życia, ale także wielu z miejskich aktywistów to po prostu SĄ eksperci. Wśród nas są pracownicy naukowi, urzędnicy miejscy (często byli), osoby aktywne gospodarczo, praktykujący prawnicy, architekci, ekonomiści, przyrodnicy i inżynierowie. Na to, że fenomen ruchów miejskich nie jest oczywisty ani prosty i stale zaciekawia, wskazuje fakt, iż jest przedmiotem licznych badań naukowych i publikacji. W ciągu ostatnich lat tylko w Poznaniu konsultowaliśmy kilkanaście prac magisterskich, kilka doktorskich, jedną habilitacyjną, dotyczących m.in. ruchów miejskich. Może warto było coś poczytać?

Bywa, że jesteśmy w konflikcie z władzami (np. sądowym, albo politycznym – choćby referendum krakowskie), ale także współpracujemy – np. w Poznaniu w sprawach z zakresu planowana przestrzennego. Można nawet powiedzieć, że funkcjonujemy jako piąty klub w radzie miasta – nie uczestniczymy tylko w głosowaniach. W Łodzi działacze miejscy dzięki swoim kompetencjom zostali zaangażowani do pracy w magistracie i zajmują się karkołomnie trudną dziedziną – rewitalizacją miasta. II Kongres Ruchów Miejskich w Łodzi  (październik 2012) przygotował kilkudziesięciostronicowy komentarz krytyczny do projektu założeń Krajowej Polityki Miejskiej, którego wpływ na ostateczny kształt projektu KPM widać w  finalnym dokumencie (wygląda, że pani wicepremier ocenia nasze produkty lepiej niż koleżanka-aktywistka). Napisaliśmy z kolegami książkę („Anty-bezradnik przestrzenny: prawo do miasta w działaniu” wydany przez Res Publikę Nową), wysoko ocenioną także przez specjalistów z Towarzystwa Urbanistów Polskich.. Można by dalej wymieniać, tylko czy to coś da naprzeciw uprzedzającym założeniom?

Są na tej wielobarwnej łące ruchów miejskich różne kwiaty i działania lżejsze gatunkowo, Jest wymiar ludyczny i towarzyski naszego „bycia razem”, własny foklor, także przebijający się do mediów i peryferia, również smaki pikantne. Jak to w żywiołowym, kształtującym się ruchu społecznym. Ocena całości zależy od tego, co kto chce zobaczyć. Ja widzę setki wspaniałych ludzi, społecznych liderów z wielu miast w Polsce, ofiarnych do granic możliwość, o ogromnej energii, której tak brakuje w naszych miastach, ideowych, kompetentnych i odpowiedzialnych, stanowiących zaprzeczenie syfu mainstreamowej polityki, i silną nań odtrutkę.

Miejska „rewolucja”: TKM?

Tekst Dąmbskiej może być jednak również pożyteczny. Stanowi bowiem dość lekką, ale czujną zapowiedź tego, co nam spróbują publicznie zrobić inni obrońcy politycznego status quo w miastach, bardziej zajadli i wytrwali oficerowie medialni „na służbie”. Faktem jest, że będą podejmowali próby zasypania nas wizerunkowo negatywnymi, dyskredytującymi stereotypami. One  są już w obiegu, a będą hodowane i rozkrzewiane. Osobiście mam w Poznaniu naklejaną łatę „lewaka”, chociaż w istocie jestem drobnomieszczaninem w wieku późno-średnim i z bankową hipoteką. To co robię, to głównie nawoływanie do przestrzegania standardów UE, Karty Lipskiej… To wygodnie ustawić do bicia rozpoznawalnego krytyka – oszołom, groźny jest, ludzie ratunku! Pouczające!

Artykuł Dąmbskiej to pytanie do nas samych – jak nie pomagać, tylko przeszkadzać propagowaniu durnych stereotypów na nasz temat, z różnych stron, jak przypadkowo nie dostarczać im amunicji? Na otwarcie zapewne należało walnąć z hukiem pięścią w stół, żeby zwrócić na siebie uwagę. To się udało. Ale niektórzy jednocześnie uważają, że było to trochę w duchu TKM (bo ONI są do d..py). Te dinozaury, które wyganiamy do muzeum paleontologicznego, nasze wkurzenie jako główna emocja, partyzanci miejscy wychodzący z „podziemi”, ostra retoryka antypartyjna,  głośne „dość” obecnemu status quo

A dalej? Pomyślmy – komu powierzyłbyś swoje miasto, swój dom? Zapewne komuś, kto wie, co z nim zrobić i w jaki sposób zrealizować te  plany. Przede wszystkim jednak musi to być ktoś, komu możesz zaufać. Temu, kto  wiarygodnie mieści się w horyzoncie wyobrażenia „opiekuna spolegliwego” – odpowiedzialności, uczciwości, przewidywalności, empatii i wrażliwości na potrzeby innych. Jak przekonać ludzi, że to właśnie my jesteśmy takimi osobami? Jak zjednać ich sobie, a nawet porwać naszymi ideami i pomysłami? Może pokazując, w atrakcyjnej i czytelnej formie, jak z ich udziałem będziemy rozwiązywać najważniejsze problemy naszych miast? Tym samym zaś konstruować  pozytywny przekaz o konkretnych projektach służących mieszkańcom zmian na lepsze?

Lech Mergler, Prawo do Miasta

Post scriptum:

Odpowiadam żarliwie Agacie Dąmbskiej bez osobistej złoś(liwoś)ci, tylko z poczucia odpowiedzialności za kolejne zaangażowanie wyborcze ruchów miejskich. Robię to także jako  autor tekstu-apelu, który popełniłem pół roku temu „Ruchy miejskie do rad”. Jestem więc całej tej kwestii współwinny.