CELIŃSKI: Miasto jako miejsce pracy
Dlaczego stworzyliśmy dział Miasto / Miejsce / Praca?
Strzeliste biurowce zastąpiły dawne fabryki, a praca przy taśmie ustąpiła miejsca fotelom w przestrzeni open space. Zmiany te przyjmujemy jakby nigdy nic – zbyt rzadko przychodzi nam do głowy pytanie o ich konsekwencje dla miast i ich mieszkańców.
Choć temat pracy w mieście nie ogranicza się tylko do pracy wykonywanej w szklanych biurowcach, to właśnie ona ma największy wymiar symboliczny. Drapacze chmur to współczesne fabryki – z tą różnicą, że choć jak niegdysiejsze fabryki budowane są one w miastach, stoją niczym obiekty poza nimi i niewiele o nich wiemy. O planach i zamierzeniach działających na polskim rynku inwestorów odpowiedzialnych za komercyjne budynki – takich jak firma HB Reavis, która ruszyła z budową najwyższego planowanego 310-metrowego wieżowca w Warszawie – dowiadujemy się w końcu tylko tyle, ile powiedzą nam ich PR-owe komunikaty pełne odniesień do społecznej odpowiedzialności biznesu. Trudno z nich wyczytać, gdzie leży granica pomiędzy troską o miasto a dbaniem o zysk firm, tym bardziej że współczesne biurowce to nie tylko miejsca pracy, ale też produkty inwestycyjne na globalnym rynku. Decyzje o ich lokalizacji, wyglądzie i przeznaczeniu podejmowane są więc na podstawie analiz ekonomicznych, a nie przesłanek społecznych.
Władze polskich miast wolą przy tym biernie przyglądać się rosnącym biurowcom zamiast – w imię dbania o interes społeczny – wymuszać na inwestorach zmiany, które pogodzą potrzebę osiągnięcia zysku przez firmy z koniecznością wprowadzenia w danym miejscu np. zrównoważonego transportu. Boją się, że kontakty z inwestorem wykraczające poza wydanie pozwolenia na budowę od razu wzbudzą podejrzenia o korupcję. Decyzje o lokalizacji „biznesu” nie stają się też tematem publicznej debaty i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. Co prawda pracownicy biurowców wymieniają się żartami o warunkach panujących w „korpo”, ale nikt nie bierze pod uwagę ich zdania. Dominuje pogląd, że rozwój rynku powierzchni biurowych jest najlepszą rzeczą, jaka może przydarzyć się polskiemu miastu.
Tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana. W Krakowie – na przykład – po 2020 roku w sąsiedztwie dworca głównego i Ronda Mogilskiego, a więc w ścisłym centrum miasta, mają powstać biurowce o łącznej powierzchni 230 tys. m2. Jak władze poradzą sobie z dojazdem 20 tys. osób, które będą musiały dotrzeć do swojego nowego miejsca pracy? Czy walcząc ze smogiem i korkami, znajdzie receptę na mądre połączenie tego nowego obszaru pracy i zdrowego funkcjonowania miasta? Eksperci przekonują, że decydująca jest tabelka w Excelu, ale ta nie zawiera kategorii „jakość życia”. Skoro nikt – włącznie z władzami miasta – nie pyta o koszty społeczne tego typu przedsięwzięć, to być może odpowiedź na powyższe pytanie jest prosta: nikt nie jest zainteresowany szukaniem mądrych rozwiązań. Liczy się to, co się opłaca.
Taka odpowiedź nas jednak nie interesuje. Jesteśmy przekonani, że lokalizowanie współczesnych miejsc pracy może stać się przedmiotem dyskusji wykraczającej daleko poza analizę tabelek Excela. Nie chcemy rozmawiać o pracy w polskich miastach, sprowadzając temat do ciągów liczb – prostych i zrozumiałych przede wszystkim dla banków. Dlatego ruszyliśmy w grudniu z nowym dziale Miasto/ Miejsce/ Praca, w którym odpowiadamy na pytania, w jaki sposób nowe formy pracy wpływają na przestrzeń miejską. Prześledziliśmy już losy kilku najsłynniejszych światowych dzielnic pracy, opowiedzieliśmy o ich genezie, siłach, które zadecydowały o kształcie i znaczeniu tych inwestycji dla konkretnych miast.
Odpowiedzi szukać będziemy też na naszym polskim podwórku, zapraszając na łamy pracodawców i twórców miejsc pracy – inwestorów, deweloperów i ekspertów związanych z nieruchomościami komercyjnymi. O warszawskiej „kuchni” lokowania biurowców opowiedział nam już Piotr Szmilewski, doradca z firmy Pro-Value. Jest to tym bardziej interesujące, gdy zauważymy, że zgodnie z zapowiedziami firmy konsultingowej CBRE warszawski rynek biurowy niebawem doścignie Amsterdam, Kopenhagę, Dublin i Barcelonę pod względem wielkości dostępnej powierzchni biurowej.
Najwyższy czas, żeby wspólnie zastanowić się, czy te same standardy, które towarzyszą rozwojowi miejsc pracy w Amsterdamie czy Kopenhadze, stosowane są przez inwestorów i najemców biurowców działających na polskim rynku. A gdy będziemy już to wiedzieć, sprawdzimy, w jaki sposób polskie miasta mogą stawać się lepszymi miejscami pracy – także poza biurowcami.
Artur Celiński – wicenaczelny „Magazynu Miasta”