Superkilen: Sąsiedztwo, w którym zamieszkał ząb
Co mają wspólnego półksiężyc, ośmiornica i wielki ząb trzonowy? Wszystkie pojawiły się na słynnym, kopenhaskim placu Superkilen
Miłośnicy architektonicznych magazynów, książek i blogów świetnie kojarzą rozlewającą się na nawierzchni ulic i ścianach szczytowych budynków wielką plamę w odcieniach czerwieni i różu, która cztery lata temu zaatakowała przestrzeń publiczną Nørrebro – jednej z dziesięciu dzielnic Kopenhagi. Nørrebro jest szczególnym sąsiedztwem, bo mieszkają w nim przedstawiciele kilkudziesięciu różnych narodowości i wyznawcy wielu religii. To również jedna z najbardziej niespokojnych części miasta – właśnie tutaj w latach 80. XX wieku kilkukrotnie doszło do gwałtownych zamieszek ulicznych, między innymi z powodu akcesji Danii do Unii Europejskiej. Pokazywane przez publiczną telewizję walki z udziałem policji utrwaliły na lata złą opinię dzielnicy.
W tym świecie pozornie chaotycznego przenikania się zabudowy jednorodzinnej, wielkich bloków i starych kamienic władze miasta we współpracy ze stowarzyszeniem deweloperów – Realdania postanowiły odnowić zaniedbany obszar dzielnicy. W 2008 roku zdecydowały się na zaplanowanie przestrzeni publicznej, która stwarzałaby okazje do spotykania się ludzi o różnej tożsamości. Wybrani w konkursie twórcy finalnego rozwiązania – architekci krajobrazu z TOPOTEK 1 – ramię w ramię z architektami z Bjarke Ingels Group (BIG) i artystami z grupy Superflex stworzyli plac. Powstało miejsce, w którym postanowiono przetestować, na co ludzie pochodzący z różnych kultur mogą sobie pozwolić w przestrzeni publicznej.
Superkilen (pol. Wielki klin) to jednak nie tylko jadowicie różowo-pomarańczowo-czerwona przestrzeń, regularnie przedstawiana na fotografiach w branżowych czasopismach na całym świecie. Składają się na nią w zasadzie trzy place. Założenie tworzą jeszcze dwie inne części – czarna i największa zielona. Trzy strefy tej szalonej przestrzeni mają nie tylko odmienne barwy czy inne elementy wystroju – w ich obrębie rosną nawet inne gatunki drzew, kolorystycznie dopasowane do każdej z nich (w części czerwonej zasadzono np. buki). Obszary te przede wszystkim różnią się typem nawierzchni i funkcją, a sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że w gruncie rzeczy słynne Superkilen nie jest placem, a parkiem. Angielskim…
Praca na emocjach
Parkową genezę pomysłu na Superkilen podrzuca mi podczas wywiadu w Pradze jeden z głównych projektantów parku-placu – architekt krajobrazu Martin Rein-Cano. Szpakowaty Argentyńczyk mówiący po angielsku z szybkością karabinu maszynowego, z hiszpańskim akcentem i przebijającymi się niemieckimi naleciałościami. Z kaskady jego słów można wyłuskać historię angielskich ogrodów, których powstanie zainspirowane było obrazami francuskiego malarza Nicolasa Poussina. Jego sentymentalne wizje Arkadii utrwalane na płótnie były na tyle inspirujące, że postanowiono wprowadzić je w życie i w XVIII wieku zaczęto zakładać ogrody na obraz i podobieństwo tych arkadyjskich.
W ogrodach działy się zaś cuda – obok powstających w szybkim tempie greckich antycznych ruin budowano świątynie babilońskie i gotyckie kościółki. Choć wszystkie te zatopione w dzikiej roślinności elementy zostały zaczerpnięte z zupełnie innych kultur i czasów, przez co pozbawiono je ich kulturowego kontekstu, tworzyły razem spójną całość. W odróżnieniu od typu francuskiego, w którym dominował porządek, rygor i geometria, ogród angielski miał być przestrzenią emocji. Sztuczne ruiny, dzikie bluszcze, bezkresne zielone trawniki, kryjówki i altanki tworzyły świat bajkowy, romantyczny, w którym brak logicznego powiązania między starożytną świątynią a piramidą nie miał żadnego znaczenia. Liczyły się emocje i park miał ich dostarczać.
„W Superkilen też podarowaliśmy mieszkańcom obiekty ich pożądania” – tłumaczy Rein-Cano, mówiąc o metaforze angielskiego ogrodu przeniesionej na teren kopenhaski. Tak jak w Anglii tworzono ogrody pełne niepasujących do siebie elementów, które tworzyły jedną sentymentalną całość, tak w Nørrebro zestawiono różne przedmioty, symbole i infrastrukturę do rekreacji w przestrzeni, które kojarzą się z miejscem pochodzenia osób mieszkających w sąsiedztwie. Każdy z obiektów zaopatrzony jest w małą, metalową tabliczkę z opisem i nazwą kraju pochodzenia. Z tej przedziwnej mieszanki tęsknot, sentymentów, żartu i elementów tożsamości powstał park liniowy (strefy czerwona, czarna i zielona tworzą długi klin w zabudowie dzielnicy), w którym pojawiło się sto obiektów różnego rodzaju, o wartości sentymentalnej dla mieszkańców. Obok siebie znalazły się np. czarna ośmiornica – plac zabaw z Japonii, plenerowe stoliki szachowe z Rumunii i brazylijska budka telefoniczna. Jak dobrano te elementy i jakie funkcje zostały przypisane poszczególnym strefom Superkilen?
fot. I. Baan
Na prawo księżyc, na lewo ząb
Projektanci podzielili rozciągający się na obszarze 30 tys. m2 teren na strefy handlu, sportu i kultury (czerwona), salonu miejskiego (czarna, inaczej zwana Mimers Plads) oraz sportu i rodzinnej rekreacji (zielona). W każdej z nich umieścili różnego typu obiekty, które musieli najpierw wybrać, co okazało się niełatwym zadaniem. Wymyślona na początku projektu metoda zbierania w tym celu przedmiotów i opowieści mieszkańców okolicy za pomocą strony internetowej skończyła się totalną klapą. Nikt ze społeczności lokalnych nie kontaktował się z projektantami, nikt nie przysyłał im historii ze swojego rodzinnego kraju. Zamiast zalewu listów i skrzętnie przechowywanych rodzinnych pamiątek członkowie zespołu mogli liczyć tylko na porcję spamu w skrzynce odbiorczej. W końcu postanowili więc zastosować bardziej bezpośrednią metodę „agitacji”.
Pięcioro wysłanników rozpoczęło nużącą wędrówkę od drzwi do drzwi, pukając po kolei do domów mieszkańców Nørrebro i namawiając do zwierzeń. Rozwiązanie to też nie przyniosło jednak spektakularnych efektów. Projektanci postanowili więc znaleźć w sąsiedztwie pięć osób, którym zafundowali podróż do kraju ich pochodzenia. Poprosili je, by przywiozły ze sobą przedmioty, które kojarzą im się z ojczyzną. Pomysł zyskał dzięki temu więcej zwolenników i powoli udało się zapełnić przestrzeń Superkilen przedmiotami kojarzącymi się z kulturą krajów, z których pochodzą mieszkańcy okolicy, lub będącymi ich replikami.
Podczas naszej rozmowy zapytałam Reina-Cano, czy między grupami, które miały swoje propozycje obiektów, nie pojawiły się konflikty? W końcu Palestyńczycy na początku chcieli np. usypać naturalnych rozmiarów pagórek i stworzyć w nim tunel, na co nie zgadzali się Żydzi. Architekt z całkowitym spokojem odpowiedział, że owszem, pojawiały się konflikty wśród mieszkańców: „Postanowiliśmy zupełnie się nimi nie przejmować. Są przecież czymś naturalnym. Konflikty same w sobie nie są złe, jeśli tylko pojawiające się w nim emocje zostaną skanalizowane w dobry sposób”. Projektanci rozłożyli więc wybrane obiekty na terenie parku, uwzględniając ich funkcje, kolorystykę i przypisując je do konkretnego obszaru aktywności. To, z jakich pochodziły krajów i jak mogły wpłynąć na sąsiedztwo innych obiektów, zupełnie nie było przedmiotem ich zainteresowania. W końcu w ogrodach angielskich świątynia Safony mogła stać tuż obok gotyckiej wieży – o ich wzajemne relacje nikt nie łamał sobie głowy. Liczył się efekt, jaki osiągnięto dzięki zestawieniu tych dwóch obiektów – wrażenie wyjątkowości. Superkilen ma działać podobnie. Zdaniem Reina-Cano architektura powinna uwodzić i tworzyć przestrzenie, w których mamy okazję zobaczyć innych, np. jak robią grilla (stąd argentyńskie stoiska do barbecue), uprawiają sporty (boisko do tajskiego boksu, stoliki szachowe, boisko do koszykówki, piłki nożnej) czy przechadzają się i słuchają ulubionej muzyki (jamajski zestaw sound system). Czy w Superkilen wszyscy dostrzegają jednak tak samo wielki potencjał?
fot. Torben Eskerod
Tylko ogrodu żal…
Wbrew pozorom zarzutem, który najczęściej pojawia się w dyskusji o tej realizacji, nie jest wcale argument mówiący o tym, że stworzono kiczowaty park osobliwości. Pomysł na zestawienie ze sobą pozornie niepowiązanych obiektów – często przywodzących na myśl raczej dzieło sztuki pop-artu w przestrzeni publicznej, a nie mebel miejski – i skonfrontowanie dzięki temu mieszkańców z odmienną tożsamością osób z innych grup etnicznych i religijnych sprawdził się. Krytyka płynie poniekąd ze źródła inspiracji Superkilen. Ogrody angielskie nie słynęły tylko z fantastycznych elementów architektury, ale też z dzikiej roślinności, której w kopenhaskiej realizacji brakuje. Co prawda część zielona jest prawie w całości obsadzona roślinnością i tworzą ją miękko pofalowane trawiaste pagórki, na których można odpoczywać i zażywać relaksu, ale taka ilość roślinności pojawiła się w tym miejscu na wyraźne życzenie mieszkańców analizujących pierwotne plany zaproponowane przez architektów. To właśnie lokalna społeczność agitowała za wprowadzeniem do części czarnej i czerwonej większej liczby drzew, bo w pierwotnym projekcie zaproponowanym przez BIG ich nie było.
Z czasem zaczęto również odkrywać niedogodności związane z pokryciem tak dużej nawierzchni intensywnymi barwami. Mieszkańcy domów zlokalizowanych przy części czerwonej skarżą się, że barwy te odbijają się w szybach, a ich intensywność męczy oczy i zmysły. Niektóre obiekty, które emitują światło (neony, witacze) zbyt agresywnie ingerują przy tym w strefę komfortu mieszkańców. Nie bez znaczenia są również kwestie przepuszczalności wykorzystanych w projekcie nawierzchni, podnoszone coraz częściej w borykającej się z problemem gwałtownych nawałnic Kopenhadze. Przy realizacji projektu parku nie zadbano o wystarczającą liczbę miejsc, do których woda mogłaby odpływać w przypadku nagłych, intensywnych opadów. Największym problemem okazała się też nawierzchnia zastosowana w czerwonej części. Architekci zastosowali w niej okładzinę stosowaną we wnętrzach, co szybko zakończyło się problemami. Materiał bardzo szybko się brudził, a był zbyt kruchy, żeby mogły go czyścić ciężkie sprzęty, z których na co dzień korzystają kopenhaskie służby sprzątające. Dodatkowo po deszczu czerwona nawierzchnia stawała się śliska, co groziło upadkami. Ostatecznie w 2013 roku wymieniono całą tę część, a do dnia dzisiejszego miasto procesuje się z BIG o odszkodowanie za poniesione koszty.
Interesują Cię miejskie tematy? Zapraszamy na nasz profil na Facebooku!
Krytycy Superkilen zwracają też uwagę, że jest to przestrzeń „na pokaz”, w której zatrudniona firma ma 24 godziny na wyczyszczenie każdego powstającego graffiti, podczas gdy tuż za rogiem stoją budynki od lat upstrzone rysunkami, którymi nikt się nie przejmuje. Najczęściej głosy krytyki pojawiają się zatem w związku z wdrożeniem koncepcji w życie i sposobem jej realizacji. Rzadko kiedy podważana jest za to sama niecodzienna koncepcja parku traktowanego jako przestrzenne laboratorium tożsamości lokalnych – przestrzeni publicznej w wielokulturowej dzielnicy, w której nagromadzone symbole wzajemnie się przenikają, a osoby z różnych kultur mogą dostrzec znany im dobrze obiekt w nowym kontekście.
Śledząc losy projektu Superkilen po czterech latach od jego premiery, można odnieść wrażenie, że obronił się on na poziomie koncepcji, ale zabrakło woli czy też chęci twórców, aby realizacja ta w większym stopniu odpowiadała na codzienne potrzeby mieszkańców. Może niewystarczająco sprecyzowane były przy tym oczekiwania ze strony lokalnych władz, które teraz borykają się z naprawianiem obiektów (z założenia będących raczej sztuką niż praktycznymi miejskimi meblami) i leczeniem chorych drzew (buki, wkomponowane w czerwony plac na prośbę mieszkańców, źle znoszą podłoże, na którym początkowo nie planowano zasadzenia roślinności).
W ramach założenia powstały przestrzenie rekreacji, system ścieżek rowerowych i miejsca spotkań, ale zabrakło „oddechu” – zieleni, która przekształciłaby Wielki Klin w prawdziwy angielski ogród z rozsypanymi po nim miejscami „dziwności”. Intensywne kolory Superkilen na zdjęciach wyglądają jednak wyjątkowo imponująco. Niestety właśnie w taki sposób najczęściej podziwiamy słynne realizacje architektoniczne – zamiast perspektywy własnych okien i chodnika w najbrzydszy dzień roku, karmimy nasze oczy wizualizacjami i wysmakowanymi zdjęciami ze znanych magazynów i portali. Warto więc, w ramach możliwości, zweryfikować nasze wyobrażenia i wybrać się do Nørrebro – choćby wirtualnie korzystając z Google Maps. Odwiedzić dzielnicę, w której od prawie dekady nie ma już żadnych zamieszek, za to od czterech lat funkcjonuje najdziwniejszy park Europy.
Martyna Obarska – wicenaczelna „Magazynu Miasta”
Przygotowując tekst, korzystałam z artykułu Isabel Morris Superkilen urban park: did it really achive what it was aiming for opublikowanego na łamach bloga seedandsow.wordpress.com, obszernego reportażu Bretta Blooma Superkilen: Participatory park extreme! dostępnego na stronie mythologicalquarter.net, wywiadu przeprowadzonego przeze mnie z Martinem Reinem-Cano podczas festiwalu reSITE w czerwcu 2016 roku oraz filmu z serii reSITE small talks dostępnego na archdaily.com