Public Works: AAA oddam kawałek podłogi

Udało nam się wynegocjować z klientką, by część domu, który kupiła, przekształciła w otwartą galerię. Uruchomiono tam program rezydencyjny

Z Andreasem Langiem, architektem, współzałożycielem londyńskiego biura architektonicznego Public Works, rozmawia Marta Żakowska

Wiele prac Public Works to działania, w ramach których tworzycie infrastrukturę dla nowych przedsięwzięć społecznych. Dostarczacie narzędzi do zmian. Czy wynika to z Waszej wizji zawodu architekta?

Praktyka Public Works opiera się na koncepcji pracy eksplorującej rolę aktywnego obywatela. Uważam, że jako architekci musimy zajmować stanowisko polityczne w kontekście rozwoju miejskiego i prywatyzacji przestrzeni. W Londynie, w którym mieszkam, procesy te są przerażające. To miasto staje się absurdalnie neoliberalne. Dlatego projekty tymczasowe, które w nim prowadzimy, są odpowiedzią na jego politykę oraz fakt, że ziemia jest tu absurdalnie droga. Nasze przedsięwzięcia są więc sposobem na wyrażenie naszego stanowiska. Dzięki nim możemy zacząć podważać status quo. Korzystamy z danej lokalizacji tymczasowo, a w międzyczasie negocjujemy warunki przedłużenia naszego pobytu w tym miejscu. Tymczasowe przedsięwzięcia rozumiemy więc jako działania taktyczne, narzędzia umożliwiające dyskusję i przekształcanie warunków rozwoju miasta, a nie realizacje z obszaru pop-up (chwilowych działań, w których tymczasowość jest jedną z podstaw koncepcji danego wydarzenia – przyp. red.). Nie mamy prawa do ziemi, nasza pozycja jest słaba, ale korzystamy z niej, by móc żądać czegoś od miasta i negocjować z nim wartości, których bronimy, kierunki rozwoju miejskiego, na którym nam zależy. Niektórzy mówią, że to naiwne. Inni twierdzą, że to otwieranie nowych pól do dyskusji.

Na negocjacjach oparte są też Wasze działania długofalowe, takie jak np. fascynujące przedsięwzięcie wdrażania w życie idei domu obywatelskiego (civic home – przyp. M.Ż). W pracy z prywatnymi klientami dwukrotnie udało Wam się przekształcić część przestrzeni prywatnej w przestrzenie lokalnych społeczności.

Tak. Dom, jaki znamy ze współczesności, to przestrzeń prywatna. Jest efektem ogromnej zmiany kulturowej, która wpłynęła też na jakość więzi w lokalnych wspólnotach. Kiedyś domy pełniły funkcje obywatelskie, publiczne. Zanim pojawił się telewizor, ludzie spotykali się wieczorami w domach regularnie, spontanicznie. Przekształcenie idei domu we wcielenie idei przestrzeni prywatnej to wykluczyło, zamknęło ważne lokalne przestrzenie życia wspólnot. W naszych projektach i badaniach eksplorujemy to zjawisko. Projekty Public Works bazujące na idei civic home to interdyscyplinarne przedsięwzięcia operujące narzędziami architektury, filozofii, historii i geografii. Bierzemy w nich na warsztat pytanie, czy dom wciąż może być polem negocjacji pomiędzy obszarem intymności i życia publicznego? Czy jego właściciel może być aktywnym aktorem lokalnego życia społecznego? Pracujemy w tym obszarze z prywatnymi klientami, którzy odnawiali swoje domy i, znając specyfikę naszych prac, zdecydowali się na zamówienie u nas projektów. Przyjmując zlecenia, podkreśliliśmy, że nie chcemy tylko podnieść finansowej wartości ich nieruchomości. Długo zastanawialiśmy się, jakie funkcje społeczne mogą mieć te pomieszczenia. I długo negocjowaliśmy ich nowy charakter.

Dzięki tej współpracy udało się stworzyć bardzo ciekawe laboratoria lokalnego życia społecznego. W trakcie Waszych negocjacji klienci zdecydowali się na oddanie części ich własności prywatnej okolicznej wspólnocie. Jak do tego doszło?

W jednym przypadku udało nam się wynegocjować z klientką, by część domu, który kupiła, przekształciła w otwartą galerię. Przekonała się też do uruchomienia programu rezydencyjnego skupionego wokół artystycznej pracy z lokalną społecznością, poświęconej eksploracji relacji pomiędzy domem i sąsiadami. Udało nam się. Koncepcji sprzyjał fakt, że na parterze jej budynku znajdował się, też przez nią wykupiony, lokal po sklepie, przez który wchodziła do domu. Artyści tworzyli w nim projekty. Jeden pracował z ludźmi z okolicznego bazaru. Inny z pilotami helikopterów szpitalnych – robił serie portretów personelu. Ktoś inny realizował publiczne działania performatywne, które toczyły się w całym domu, w kuchni, łazience, galerii, sypialni i przesuwały granice sfery intymnej i społecznej, półpublicznej. Otworzyliśmy dom prywatny na wspólnotę lokalną, realizując jednocześnie elementy klasycznego projektowania lokalu.


Interesują Cię kwestie miejskie?

Zapraszamy na profil Magazynu Miasta na Facebooku!


Drugi Wasz projekt spod znaku idei domu obywatelskiego realizowany jest w środowisku lokali komunalnych.

Zgłosił się do nas mężczyzna, który wykupił mieszkanie na osiedlu komunalnym i chciał je odnowić. Zaczęliśmy z nim negocjacje. W pewnym momencie okazało się, że mieszkanie jest położone obok komunalnej pralni zamkniętej od 20 lat – odkąd zdarzyła się tam tragedia i umarło dziecko. Nasz klient miał prawo wykupić tę przestrzeń. Przekonaliśmy go, żeby to zrobił i zachował wspólnotowy charakter tego lokalu. Dobrze się złożyło, bo mężczyzna ten prowadzi fundację kulturalną i podłapał temat. Wykupił pralnię, po czym przekształcił ją w centrum społecznościowe, w którym zaproszeni przez niego artyści tworzą sztukę publiczną wokół kwestii lokali komunalnych. Polityka mieszkaniowa w Londynie jest fatalna, więc temat ten jest bardzo gorący i istotny. Prawicowy rząd wysprzedaje lokale komunalne, dążąc do wdrażania kolejnych etapów skrajnie neoliberalnej polityki.

Wiem, że nadal jesteście intensywnie zaangażowani w działanie z tym klientem.

Tak. Współpracujemy z nim już prawie dwa lata. Najpierw realizowaliśmy zlecenie przekształcenia jego mieszkania, potem negocjowaliśmy z nim losy pralni. Teraz razem złożyliśmy wniosek o dofinansowanie na warsztaty i książkę związane z kwestią mieszkań komunalnych. Znajdują się pośród nich m.in. projekty z zakresu ogrodnictwa. Chcemy uprawiać wokół budynków komunalnych chronione gatunki roślin. Pozwoli nam to na używanie kolejnego argumentu w debacie o losach polityki mieszkaniowej w Londynie. Zawsze będzie można powiedzieć: „Nie możecie tego burzyć, tu rosną chronione gatunki!”. Ogrodnictwo społecznościowe jest przy tym przedłużeniem naszej pracy nad wdrażaniem w życie idei domu obywatelskiego. Dyskusja wokół możliwości zapobiegania szkodliwym działaniom neoliberalnej polityki i najdrobniejsze wynikające z niej kroki pozwalają negocjować wartości i warunki przemian w mieście. To cenne kroki w próbie przekształcenia kierunku rozwoju naszego miasta. Pomagają też w procesie rozwoju wspólnoty lokalnej. Testujemy różne możliwości.

Dlaczego ci klienci zgodzili się na takie progresywne projekty?

Po pierwsze jesteśmy znani z realizacji architektonicznych związanych z partycypacją i domeną publiczną, więc wiedzieli, u kogo zamawiają projekt. Po drugie często zdarza się, że zgłaszają się do nas ludzie zmęczeni swoim stylem życia i kulturą wynikającą z systemu neoliberalnego. Chcą eksplorować możliwości, zmienić coś.

Londyńskim społecznościom lokalnym poświęciliście też swój drugi długofalowy projekt realizowany w Londynie: „R-Urban Wick”.

W 2008 roku, kiedy Londyn szykował się do olimpiady, zaproszono nas do współpracy przy lokalnym festiwalu w dzielnicy Hackney Wick. Założyliśmy nieformalne archiwum procesów i różnych narracji wokół przekształcania się okolicy w związku z centrum olimpijskim, które w niej budowano, i nadchodzącymi igrzyskami. Uruchomiliśmy akcję zbierania kolekcji obiektów, książek, muzyki i innych artefaktów związanych z tą historyczną przemianą. Kolekcja ta istniała na naszych półkach i dyskach komputerowych. W końcu otworzyliśmy Wick Curiosity Shop (Gabinet Osobliwości Wick – przyp. M.Ż).

I zaczęliście pracować nad rozwijaniem „odporności” tej okolicy.

W 2012 roku rozpoczęliśmy współpracę z francuskim studiem architektonicznym AAA – Studio for Self-managed Architecture i ruszyliśmy w dzielnicy z projektem „R-Urban”. Przedsięwzięcie to rozwinęło się na podstawie naszej wcześniejszej obserwacji Hackney Wick. We współpracy z AAA zaczęliśmy szukać odpowiedzi na pytanie, jak możemy budować lokalne przestrzenie „odporności” (resilience – przyp. M.Ż). „Odporność” to pojęcie, które powoli wypiera ideę zrównoważonego rozwoju. Nieustannie dyskutuje się w jego kontekście, jak akceptować kryzysy i się do nich adaptować. W Wielkiej Brytanii i w wielu krajach Unii Europejskiej jest już rozwinięta debata, praktyka polityczna i teoria związana z pojęciem resilience. Problem polega na tym, że ten dyskurs operuje językiem prekariatu – ludzi pozbawionych stabilnych form zatrudnienia, dla których kryzys jest elementem status quo. Musisz być elastyczny, łatwo się adaptować, nieustannie! Nie. Musimy być krytyczni wobec tego dyskursu. Jednocześnie różni ludzie różnie rozumieją pojęcie kryzysu. Na przykład w mojej okolicy zamieszkania jest on rozumiany głównie w kontekście finansowym, w kontekście biedy. Ale ja uważam, że o kryzysie powinniśmy mówić również w kontekście środowiskowym czy społecznym. Niektóre z tych perspektyw są podważane, pomijane w debacie publicznej. Jeżeli nie pokażemy, że pojęcie „odporności” obejmuje różne obszary życia, we współczesnym dyskursie o rozwoju będzie ono postrzegane jednowymiarowo. Musimy to wytłumaczyć.

Jak robicie to w Hackney Wick?

Wzięliśmy na warsztat szeroki kontekst tego pojęcia – ekologiczny, ekonomiczny i społeczny. Najpierw kolektywnie zastanowiliśmy się w dzielnicy, czym jest ta słynna „odporność”. Zaangażowaliśmy w proces badawczy różnych mieszkańców Hackney Wick, np. Toma Fletchera produkującego soki z produktów, których nieudaje się sprzedać supermarketom. Tom utrzymuje się z tej działalności – sprzedaje napoje w okolicy, redukując w ten sposób ilość śmieci i marnowanej żywności. Zbudowaliśmy sieć grup i ludzi działających w ten sposób w okolicy. W drugiej fazie działania chcieliśmy znaleźć kawałek ziemi do dalszej pracy nad projektem i stworzyć im przestrzeń do współpracy. W Hackney Wick, zaraz koło centrum olimpijskiego, ziemia znika jednak szybko i jest horrendalnie droga, bo prowadzone jest tam dużo nowych inwestycji. Podjęliśmy się więc używania ziemi tymczasowo. Mamy kontenery, wokół których budujemy infrastrukturę dla sieci ludzi rozwijających „R-Urban”. Eksplorujemy ideę kooperatyw, samodzielnego budowania, samoorganizacji i zamkniętych cykli produkcji oraz konsumpcji. Czasem mamy na działania budżet z jakiegoś grantu, czasem nie.

Tym samym wspieracie proces gentryfikacji Hackney Wick, tak bolesny dla ludzi z najsłabszych grup ekonomicznych. Nie martwi Was to?

Być może rzeczywiście wspieramy proces przejęcia okolicy przez klasę średnią. Negocjujemy jednak jednocześnie z miastem nieustannie warunki przemiany, która toczy się tak czy owak i reprezentujemy inny punkt widzenia, niż ten leżący u podstaw tego procesu. Radykalny opór czasami nie działa. W Berlinie np. często organizowane są ogromne antygentryfikacyjne protesty. U nas, w Wielkiej Brytanii, ich nie ma. Mamy nadzieję, że przez nasze zaangażowanie uda nam się przyczynić do renegocjacji pojęcia rozwoju miejskiego i jego charakteru. To jest pytanie o władzę. Ale myślę, że budowanie sieci solidarności wewnątrz naszych projektów oraz pomiędzy nami i innymi projektami tego typu na świecie jest jednym z kluczowych elementów kształtowania alternatywy dla neoliberalnych mechanizmów rozwoju. Poza tym nasze działania mają poważne skutki długofalowe – dają pracującym z nami społecznościom nowe narzędzia oporu. Jesteśmy facylitatorami. Chcemy, żeby nasze projekty były prowadzone i stopniowo przejmowane przez wspólnoty lokalne. Zarządzane w sposób kolektywny. Eksperymentujemy jednocześnie nieustannie, szukamy dobrych dróg, rozwiązań. Znajdujemy pieniądze, uruchamiamy jakieś działanie we wspólnocie i przekazujemy je jej członkom.

Trzymam kciuki, żeby narzędzia te przekształcały się w realny opór wobec gentryfikacji Hackney Wick i owocowały przekształcaniem systemowych rozwiązań londyńskich. Dziękuję za rozmowę.

Tekst pochodzi z 13. numeru Magazynu Miasta Woda w mieście. Ten i inne archiwalne numery są dostępne w naszej księgarni – zapraszamy!


Andreas Lang – architekt i edukator urodzony w 1968 roku w Niemczech. Absolwent londyńskich Central Saint Martins i Architectural Association. Współzałożyciel i jeden z dyrektorów Public Works – londyńskiego biura architektonicznego. Autor licznych projektów realizowanych w przestrzeniach publicznych miast europejskich, Południowej Afryki i Iranu. Wykładał m.in. na Royal College of Art oraz w Central Saint Martins w Londynie. Członek Interim Management Group Architectural Association w roku akademickim 2004/2005.

Marta Żakowska – współzałożycielka i redaktorka naczelna „Magazynu Miasta”. Członkini Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej i Res Publiki.