Sny kontrolera

Miałem kiedyś piękny sen. Pojechałem do Gdańska i powiedzieli nam, że jest taka linia – jeździ nad morze, strasznie w niej dużo warszawiaków i jest z nimi problem. Postanowili więc zrobić wymianę doświadczeń. Już miałem wchodzić do autobusu, podjąć tą kontrolę i tak się cieszyłem, w tym śnie, byłem taki szczęśliwy. No i się obudziłem. Taki piękny sen, ale kontroli w nim się nie doczekałem

Z warszawskim kontrolerem, Władkiem, rozmawia Martyna Obarska

Od jak dawna jesteś numerem 1612?

Od 5 lat jestem zawodowym kontrolerem, ale wcześniej przez 1,5 roku pracowałem jako tak zwana pomocnicza kontrola biletów.

Skąd pomysł na taki zawód?

Trochę z zamiłowania do komunikacji miejskiej. Trzeba też było znaleźć jakąś pracę. Na stronie ZTM-u pojawiła się informacja, że jest nabór. Złożyłem papiery. Okazało się, że mój wieloletni przyjaciel z podstawówki stwierdził w tym samym czasie: „czemu nie” i tak sobie przez 1,5 roku dwóch studentów jeździło i sprawdzało bilety – jeden filozof i jeden kulturoznawca. Ciekawie zawsze usłyszeć komentarze, że lepiej było się uczyć, skończyć jakąś szkołę.

I jak kulturoznawca czuł się jako kontroler na początku?

Bardzo dobrze. To ciekawa praca, ludzie widzą cię zupełnie inaczej i przedstawiają się bez jakiejkolwiek otoczki. Jeśli kogoś poznaję, będąc w kawiarni, to każdy stara się zaprezentować od dobrej strony – a to że skończył jakieś studia, ma piękne dzieci, ma pieniądze… A w kontakcie z kontrolerem człowiek pokazuje swoją prawdziwą twarz. Myśli, że ma do czynienia z jakimś idiotą, który zawraca mu głowę. To budzi agresję, a kiedy człowiek jest agresywny, pokazuje swoje prawdziwe „ja”. Będąc w środowisku kontrolerskim, można też zobaczyć inną Polskę. Bardzo często w życiu otaczamy się podobnymi do nas ludźmi, a ja dopiero w takiej pracy mogłem poznać osoby, które mają zupełnie inną drogę życiową, inne spojrzenie na świat.

Masz wrażenie, że jest jakiś określony typ ludzi, którzy zostają kontrolerami, oprócz takich przedziwnych rodzynków jak ty?

Ci pomocniczy to jest taka praca dorywcza – to na przykład studenci. Ale są różne drogi: ludzie z Warszawy, z innych miejscowości, ze Skierniewic czy z Żyrardowa – bo są też u nas tacy, którzy codziennie dojeżdżają. To nie są, nie ma co ukrywać, ludzie dobrze wykształceni, ale z drugiej strony – nie ma też co generalizować. Fakt, że ktoś nie skończył studiów, nie znaczy, że jest skończonym idiotą.

Jeśli nie ma typów kontrolerów, to może są typy pasażerów?

Zależy jak będziemy dobierać zbiory. Wśród kontrolerów grupę chamków też można znaleźć. Leniuszków. A pasażerów? Z obserwacji to jest bardzo duża grupa normalnych pasażerów: bilet do kontroli, jest, dziękuję, proszę. Ale jeśli sytuacja jest niemiła i bilet im się np. przeterminował, to trafiają do grupy gapowiczów. I tu wszystko zależy od człowieka. Różnie się ludzie zachowują w stresującej sytuacji. Nieraz było tak, że ktoś nakrzyczał na mnie, no ale patrzę się na niego, ma podpisać wezwanie i trzęsą mu się ręce. Możemy pasażerów też dzielić na ludzi nerwowych, na takich, co zawsze uważają, że to nie jest ich wina, nawet jeśli karta przeterminowała im się tydzień temu. Jest też taki typ kobiet między czterdziestką a pięćdziesiątką, którym jest głupio, że jadą na gapę. Mają kartę nieważną, to tłumaczą, że mają drugą w domu i pytają, gdzie donieść. W 99% wiadomo, że nie ma tej karty. Są też panie, które krzyczą, są bardzo agresywne. Teraz mamy możliwość „ujęcia pasażera”, czyli przytrzymania go do przyjazdu policji i często się zdarza, że to są właśnie kobiety.

A czy kontrolując Wietnamczyków, wykorzystujesz umiejętność posługiwania się ich językiem, którą wyniosłeś ze studiów?

Czasami im mówię „do widzenia” albo „dzień dobry” w ich języku. To jest ciekawe, bo wśród takiej tępej – jakby się wydawało – braci kontrolerskiej znajomość podstawowych zwrotów po wietnamsku jest spora. Nawet znajomość rumuńskiego. Ostatnio płaciła nam orkiestra dęta. Kolega był w stanie po rumuńsku powiedzieć, że to jest kara i ile mają zapłacić. Orkiestra zapłaciła. Dzisiaj znowu ich spotkałem na przystanku, podeszli do mnie, każdy się przywitał, bardzo byli weseli i szczęśliwi. Nie wiem, czy to z powodu innego kodu kulturowego. „Trafiliśmy” też kiedyś (choć to źle brzmi, to tak między sobą mówimy) czterech Holendrów i Polkę. Jechali sobie w Pesie tuż obok biletomatu już z trasy – czyli jechali, jak już weszliśmy do tramwaju. Stanąłem sobie obok nich, słyszę obcy język i myślę, że będzie się działo. Często takie osoby lubią sobie zaryzykować. Ta Polka gadała z nimi po angielsku, poprosiłem o bilety, a ona zaczęła się tłumaczyć, że właśnie się ich pytała, czy mają uprawnienia do ulgi i legitymacje. Słyszałem, o czym rozmawiali i to nie była dyskusja o ulgach. Sprawa zakończyła się tak, że Holendrzy zapłacili na miejscu, poprosili nas o wspólne zdjęcie, potem jeden z nich zaprosił mnie na portalu społecznościowym do znajomych. Można mieć dzięki kontroli nowe znajomości.

Kogo jeszcze można poznać?

Różnych ludzi. Nigdy człowiek się nie spodziewał, że spotka tylu ludzi z recydywy, z więźnia, a widać po kropeczkach albo pokazują dokumenty, że dopiero wyszli. Ludzie uwielbiają nam opowiadać historie swojego życia.

A trzeba skończyć jakieś kursy, żeby zostać kontrolerem?

Najpierw trzeba znać przepisy taryfowe: kto jeździ za darmo, kto ma ulgi, ile kosztują bilety. Jest egzamin, na którym jest część pisemna i część ustna. Potem przynajmniej raz do roku mamy powtórkę.

Kontrolerzy są przyporządkowani do określonych linii?

Nie, miasto jest podzielone na regiony, w Warszawie jest ich kilkanaście. Mamy grafik. Pracuje się trzyzmianowo, na nockę raz w miesiącu.

Jest jakiś konkretny strój, który musi nosić kontroler?

Warszawa ma ten plus, że tutaj są zawodowi kontrolerzy zatrudniani przez miasto, czyli ZTM. Nie może to być strój sportowy. Spodnie eleganckie, ale też nie do przesady, mogą być sztruksy, materiałowe, ale nie jeansy. I do tego koszula. To się zmieniło za mojego panowania kontrolerskiego. Kiedyś łatwiej było wtopić się w tłum, ale przyznam, że te obecne wytyczne mają swoje plusy, bo ludzie nas inaczej odbierają – to dotyczy zarówno miejscowych, jak i zagranicznych turystów. Jeśli w kraju, o którym pewnie różne rzeczy czytali w przewodniku, podchodzi do nich facet w adidasach i czegoś chce, to nie czują się pewnie. Co innego, jak jest w koszuli, w miarę elegancko ubrany.

 

To trudny zawód?

Tak, część ludzi ma predyspozycje i wytrzymuje psychicznie, a część po prostu odpada. Nie są w stanie znieść tych inwektyw, tego, że inni uważają, że to tylko polowanie na ludzką słabość. Są tacy, co sobie radzą.

I to lubią…

Nie wiem, czy to do końca lubię. Czasami myślę sobie, że ta moja droga życiowa nie poszła tak jak powinna. Z drugiej strony – ta praca nie jest najgorsza. Zła się staje dzięki ludziom, których się spotyka. Oni potrafią napsuć krwi.

Masz jakiś ulubiony środek transportu?

Nie lubię SKM (Szybka Kolej Miejska) i metra, bo na przykład krótki tramwaj, czyli tak zwane akwarium, jest wygodny. Jeżeli pracujemy we dwójkę, widzimy, jak ogłaszamy kontrolę, co się dzieje w pojeździe, jak ludzie reagują, mamy kontakt wzrokowy, w razie czego jest hasło „Władek, pomóż”. Często na siebie tak mówimy – „Władek”. Potem pasażer, jak usłyszy imię, to czasami mówi: „Panie Władku, pan odpuści”. A to jest takie zawołanie. Własnymi imionami nie ma co szafować, bo i po co. Człowiek nie chce jako kanar za bardzo zaistnieć w świadomości.

Użyłeś słowa „kanar”, które nie jest neutralne.

Wiesz, policjanci też mówią na siebie „psy”, ale jak ty powiesz tak do niego, to nie będzie zadowolony.

A skąd się wzięło to określenie?

To była podobno otoczka na czapce kontrolera, która miała kolor żółtawy. Bodajże w latach 60.

Mieszkając w Wietnamie, natknąłeś się na lokalnych kontrolerów?

W Wietnamie, tak jak było u nas do lat 60., są konduktorzy. Tak samo w Pekinie. Bilet sprawdza kierowca, co jest częste też na Zachodzie.

Sporo podróżujesz. Kiedy jesteś w innych krajach, oprócz tego, że zwiedzasz, spotykasz też ludzi transportu.

Zawsze lubiłem komunikację miejską, chcę zobaczyć różne opcje, porównać. Pamiętam, jak przeczytałem w internecie, że w Szanghaju metro jest super rozwinięte, ale autobusy i trolejbusy są nie do ogarnięcia. Uznałem, że to jest wyzwanie. Rzeczywiście okazało się to trudne, nie ma tam żadnych normalnych liter, mapek, ale można sobie poradzić. W Szanghaju mieliśmy kartę, podobną do rozwiązania londyńskiego – przykłada się ją do czytnika i przy każdej podróży odejmowana jest pewna kwota, ileś tam juanów. Podobny system jest w Pekinie. Nie ma biletu miesięcznego, tylko maksymalna kwota, jaką w tygodniu można wydać na transport miejski. Jak się ją przekroczy, to już się więcej nie płaci. Takie rozwiązanie dostarcza niesamowitych danych systemowych. Organizator transportu widzi, gdzie ludzie jeżdżą, jak się przemieszczają, gdzie się przesiadają, dzięki czemu może usprawniać sieć na bieżąco.

A jaki jest najciekawszy system transportowy, na który się natknąłeś?

Bardzo mi się podoba ten system londyńsko-pekiński. Jest on też bardzo szczelny. Jest też system moskiewski, ciekawy – wchodzi się przednimi drzwiami, gdzie jest taki kołowrotek, jak u nas w metrze.

Jak to wygląda w godzinach szczytu?

Wolno, ale radzą sobie. Poza tym pamiętaj, że w Moskwie podstawą komunikacji jest metro, które przewozi nieprawdopodobną liczbę osób. Tramwaje to tylko sieć uzupełniająca, ale wygląda to ciekawie z tymi bramkami. Choć i tak udało mi się przejechać na gapę.

Kontroler jeździ na gapę?

Tak. W Moskwie nie zadziałał mi bilet, przeszedłem przez bramkę tramwajową, ale potem siedziałem jak na szpilkach i cały czas wyglądałem kontroli. Każdy system jest do obejścia. Sprawdzam to właśnie podróżując, żeby na chwilę być po drugiej stronie.

Testowałeś transport w Wietnamie, Chinach, Rosji, Ameryce Południowej… gdzie jeszcze?

W Kanadzie. Oni mają taki dziwny system. W Toronto komunikacja jest rusztowa, tramwaje i autobusy nie skręcają, układ ulic na to nie pozwala. Wymienia się pieniądze na żetony, którymi się płaci za przejazd. Totalnie archaiczny system i bardzo skomplikowany.

Władek – kontroler w warszawskim Zarządzie Transportu Miejskiego, z wykształcenia kulturoznawca, warszawiak i miłośnik Saskiej Kępy

Tagi: