Upolitycznijmy życie Prezydenta Adamowicza

Słuszne są apele postulujące nie upolitycznianie tragicznej śmierci Pawła Adamowicza. Jak najbardziej jednak powinniśmy za to upolitycznić jego życie i sposób definiowania odpowiedzialności za wspólne dobro

Nigdy nie byłem przyjacielem Prezydenta Adamowicza. Jeszcze dwa lata temu uważałem nawet, że kolejna kadencja w jego przypadku to przejaw folwarcznego podejścia do samorządu. Nasze spotkania – najczęściej o charakterze zawodowym – kończyły się raczej na uzgodnieniu istniejących pomiędzy nami różnic niż porozumieniu.

Dzisiaj jednak jego tragiczną śmierć odczuwam tak, jakbym stracił kogoś bardzo mi bliskiego. Dwa lata temu Paweł Adamowicz za pomocą jednej rozmowy sprawił bowiem, że dostrzegłem jego realne znaczenie dla nas wszystkich.

Ta rozmowa miała miejsce w jego pokoju hotelowym. Ugościł mnie w nim po jednym z wydarzeń odbywających się podczas obchodów Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu. Było tam już grono jego współpracowników i znajomych. Atmosfera sprzyjała „after party”, ale w rzeczywistości w niczym nie przypominała rozluźnienia znanego nam chociażby z taśm nagranych w restauracji Sowa i Przyjaciele. W sumie to szkoda, że z tego nie powstała żadna „taśma Adamowicza”. Może dzięki niej Polacy usłyszeliby polityka, który krótko przed północą zastanawia się, w jaki sposób powinien zdefiniować swoją odpowiedzialność za kondycję organizacji pozarządowych działających w Gdańsku.

Bywałem wcześniej w podobnych okolicznościach i wychodziłem z nich ze smutnym przekonaniem, że prawdziwa polityka nie przypomina zupełnie tej, którą znamy z mediów. Tu mogło być podobnie. Mogłem usłyszeć o roszczeniowości pozarządówki, cynicznym rozgrywaniu jednych przeciwko drugich poprzez umiejętne zarządzanie konfliktami czy o kupowaniu lojalności za publiczne pieniądze. Dużo o tym słyszałem w swojej dotychczasowej pracy. Prezydent Adamowicz nie powiedział jednak na ten temat ani słowa. Zwracał uwagę na wyzwania, dostrzegał słabości, ale też chciał wzmocnić istniejące potencjały. Zastanawiał się tylko, czy i jak powinien to zrobić. W środku nocy, w hotelu we Wrocławiu, roztrząsaliśmy więc związane z tym wątpliwości.

Zrozumiałem wtedy, że mam do czynienia z politykiem wyjątkowym. Nawet jeśli się z nim nie zgadzałem w wielu kwestiach, to miałem pewność, że jego stanowisko na pewno jest przemyślane. I gdy Prezydent Adamowicz określał siebie jako lidera nieustannie uczącego się swojego miasta i jego mieszkańców, to nie przemawiał przez niego patos. To nie był slogan wyborczy. On rzeczywiście to robił. Uczył się. Zmieniał zdanie. Przekonywał się do nowych rozwiązań. Słuchał. Popełniał oczywiście błędy. Ale też był gotowy za nie płacić.

W ruchach miejskich często słyszy się o potrzebie „miastopoglądu” – potrzebie koncentracji na sprawach konkretnych i marginalizowaniu kwestii światopoglądowych w polityce miejskiej. Takie definiowanie roli włodarzy sprowadza ich w istocie do roli gospodarzy. Miasta i ich społeczności potrzebują zaś polityki, która będzie umiała pokazać, że kwestie światopoglądowe mają bardzo konkretne znaczenie dla rozwoju miast. Pawłowi Adamowiczowi udało się to pokazać. Przy okazji zaś udowodnił nam wszystkim, jak daleką drogę sam przeszedł. Duch wolności i otwartości towarzyszy dziś w Gdańsku nie tylko tym silnym bogatym i z różnych powodów uprzywilejowanym, ale coraz śmielej wspiera także biednych, słabych i wykluczonych.

Dlatego nie chciałbym, abyśmy mówili o Pawle Adamowiczu, przede wszystkim jako o „dobrym gospodarzu” Gdańska. Wiem, że zwykło się tak mówić o osobach na jego stanowisku. Ale te słowa umniejszają jego rolę. Nie odzwierciedlają w pełni jego poczucia odpowiedzialności za miasto i jego mieszkańców. Prezydent Adamowicz w istocie powinien być zapamiętany jako mąż stanu i lider stojący na czele gdańskiej społeczności. Paweł Adamowicz był politykiem – i to dokładnie takim, jakiego potrzebujemy dziś najbardziej.

Upolitycznijmy więc jego sposób definiowania własnej roli i odpowiedzialności za wspólne dobro. Nawet jeśli „upolitycznienie” to niekoniecznie właściwe słowo, to przeniesienie na całą Polską doświadczenia Prezydenta Adamowicza mogłoby nam pomóc w tak upragnionym powrocie do debaty publicznej, w której celem jest stworzenie „czegoś”, a nie tylko pokonanie „kogoś”. Nie koncentrujmy się dziś na rozstrzyganiu, czy to bardziej „oni” czy też „my” mamy rację. Przyjmijmy po prostu, że to On miał rację. I skupmy się na kontynuacji jego pracy.

Zdjęcie: Karol Stańczak / gdansk.pl