Wiele hałasu o Katowice
Tekst Filipa Springera „Znikanie” opublikowany w Vogue, poświęcony rozwojowi katowickiej Strefy Kultury, przypomina serial „Tygrysy Europy”. Wiele w nim blichtru, mało realnych problemów tego miasta
Fabułę artykułu tworzą wypowiedzi znanych menedżerów i sławnych architektów, reprezentujących duże spółki, rozmowy prowadzone w modnych kawiarniach i pełna napięcia wymiana korespondencji z urzędem. W opowieści o zagrożeniach, które czyhają nad Strefą Kultury ze strony nowych planowanych w jej sąsiedztwie inwestycji brakuje tylko jednej postaci – zagranicznego eksperta, który przyleciałby na Śląsk, żeby otworzyć nam oczy i przestrzec przed zniszczeniem „krajobrazu kulturowego” tego miejsca. A cały ten dramat dzieje się przez… bloki mieszkalne.
O co ten hałas?
Zrekonstruowana przez Filipa Springera dyskusja, która toczyła się od lutego br., dotyczyła ochrony sylwety Strefy Kultury, na którą składają się: Spodek i powiązane z nim Międzynarodowe Centrum Kongresowe, siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia oraz Muzeum Śląskiego. Warto przypomnieć, że mówimy o trzech nowych klockach otoczonych śródmiejską autostradą w wykopie (Drogowa Trasa Średnicowa) oraz morzem miejsc postojowych, z których na co dzień korzystają pracownicy sąsiadujących ze Strefą biurowców i studenci Uniwersytetu Śląskiego, a nie melomani czy miłośnicy historii regionu.
Parkowanie jest jednym z podstawowych – zważywszy na powierzchnię zajętego terenu – sposobów użytkowania tego obszaru. Jego zagospodarowanie przypomina więc do złudzenia kształt centrów miast amerykańskich po wielkich przebudowach, podejmowanych w duchu urban reneval – odnowy poprzez wprowadzenie wielkich magistrali komunikacyjnych i gigantycznych inwestycji komercyjnych.
Opisywana przez reportera dyskusja toczyła się w momencie, gdy wiele najważniejszych decyzji zostało już podjętych, w szczególności wydane zostały warunki zabudowy dla osiedla mieszkaniowego, którego realizacja miała doprowadzić do tytułowego „znikania” obiektów kultury. W sporze brali udział różni gracze.
Kto gra w tę grę?
W sporze aktywna była Dyrektorka Muzeum Śląskiego, Alicja Knast, która nie chciała punktowców, a swoje stanowisko podpierała ekspertyzą opracowaną przez pracowników Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie. Wypowiadali się też przedstawiciele inwestora planowanego osiedla mieszkaniowego, TDJ Estate, którzy swoją narrację konstruowali na podstawie wizualizacji przygotowanych przez biuro architektoniczne Medusa Group. Władze samorządowe i urzędnicy również się pojawili na „scenie”, ale ich wizję właściwie trudno było rozpoznać, gdyż przyjęta przez nich strategia polegała na biernym czekaniu na samorzutny rozwój wypadków. Dołączył także architekt, Przemo Łukasik, którego Springer przywołał z powodów dla nas niezrozumiałych, ponieważ zadaniem projektanta było tylko zrealizowanie zadania powierzonego mu przez klienta. Kogo jednak zabrakło w spisie postaci?
Kogoś, kogo idealnie opisał w opublikowanym na portalu Silesion przedwyborczym tekście Kamil Durczok. Pojawiła się w nim figura światowego człowieka, który wiele lat temu „wysiadł z wagonu, rozejrzał się wokół i z autentyczną troską stwierdził: stary, kur…, przecież jak ktoś tu mieszka to musi mieć permanentną depresję”. Postawił nas, maluczkich i ślepych na przywary Katowic, do pionu i zmotywował do dalszej pracy. Dzięki tej interwencji możemy (musimy?) teraz czuć dumę z miejsca zamieszkania, co powiedzieli zarówno poprzedni Prezydent Miasta, Piotr Uszok, jak i odwołujący się do jego słów: Kamil Durczok oraz Filip Springer. Jeżeli chcielibyśmy się zmieścić w ramach ideologii urbanistycznej, leżącej u podłoża argumentacji Knast, moglibyśmy zaproponować przedstawicieli ruchu Nowego Urbanizmu. Podważyliby sens wznoszenia luźnej i wysokiej zabudowy, a także zaproponowali w zamian gęsty układ niskich obiektów, zorganizowanych na wzór XIX-wiecznych kwartałów, czyli dokładnie to, za czym lobbowała Dyrektorka Muzeum Śląskiego.
W całej tej dyskusji nie pojawił się jednak dotychczas i nie pojawia się nadal najważniejszy podmiot. Z felietonu Springera wyparowali mieszkańcy Katowic, którzy nie rozpoznali właściwie swojej sytuacji i interesów, więc niezadowolenie wyrażali w dyskusjach na Facebooku, a nie w formie żądania respektowania ich prawa do współdecydowania o mieście. Oczywiście to żądanie powinni zaadresować do władz samorządowych, a nie do inwestora.
Dlaczego teraz?
W artykule opublikowanym w piśmie Vogue Dyrektorka Muzeum Śląskiego ma prometejskie rysy. W rekonstrukcji tragicznej sytuacji, w której się znalazła, i jej heroicznej walki z losem znajdują się jednak pewne luki.
Knast co prawda objęła stanowisko, gdy Strefa była już zrealizowana, ale na pewno przechadzała się po niej i widziała, jak wygląda i funkcjonuje otoczenie siedziby jej instytucji (świadczy o tym chociażby apel o zatrzymanie budowy osiedla, wygłoszony – ku uciesze wielu internautów – na tle licznych samochodów). Dlaczego od początku swojej aktywności nie nawoływała więc do szybkiego sporządzenia planu miejscowego z uwagi na (niewłaściwe) zagospodarowanie terenów urządzonych i niepewne – pustych działek w okolicy? Czy uważała, że wcześniej nie trzeba było realizować polityki przestrzennej, a później stało się to kwestią kluczową? Co się w międzyczasie zmieniło?
Rozszerzone pytanie można też zadać osobom popierającym jej protest: dlaczego nie bulwersował ich brak regulacji urbanistycznych, gdy wznoszono nowe gmachy, wytyczano układ drogowy i olbrzymie place parkingowe? Przecież to też było działanie, które można opatrzyć springerowskim szyldem „nowoczesności bez planu”.
Co „robi” miasto?
Wróćmy do przywołanej inwestycji mieszkaniowej. Knast w jednym z wywiadów podnosiła, że wieżowce nie są integralną częścią narracji o nowoczesnym rozwoju miast. Czy jednak za taki element uważała tworzenie odseparowanych od otoczenia, monofunkcyjnych wysp, obsługiwanych przez ruch samochodowy? To przecież integralny element obecnego „krajobrazu kulturowego” terenu przy al. Roździeńskiego. W przywołanym apelu proponowała także, aby obniżyć wysokość planowanych obiektów, argumentując na rzecz czytelności osi widokowych oraz ekspozycji dominant i historycznej zabudowy, która mogłyby skryć się w cieniu – jak uważała – nowych punktowców (choć znalazłyby się na północ od nich, co zauważyła jedna z internautek).
Dlaczego Dyrektorka Muzeum Śląskiego nie wyszła poza kwestie estetyki i dziedzictwa architektonicznego? Dlaczego nie poruszyła problemów zmiany funkcji Strefy, jakości przestrzeni publicznych czy połączenia tego terenu z miastem? Jeszcze inaczej: czy na pewno urbaniści powinni zajmować się przede wszystkim sylwetą stoków Drogowej Trasy Średnicowej, a nie np. powiązaniem całego obszaru kulturalnego z sąsiednimi dzielnicami i całymi Katowicami?
Z naszej perspektywy kluczowe pytanie dotyczy tego, jak poszczególne elementy, realizowane w różnych epokach, mają ze sobą współdziałać – z korzyścią dla mieszkańców. Ograniczenie zagadnienia do problemów estetycznych nie przybliży nas do sensownych rozwiązań, a jedynie zmusi do pływania po powierzchni zagadnienia.
Kto przegrał?
Podnoszenie wszystkich poruszonych powyżej kwestii jest już jednak spóźnione. Nie istnieje przestrzeń do zadawania pytań i to właśnie brak takiej platformy jest największym problemem w całym sporze. Jeżeli ktoś w tej sytuacji może się czuć oszukany, to jedynie mieszkańcy miasta i to nie przez inwestora, ale przez samorząd. Dlaczego?
Zgodnie z obowiązującym studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego z 2012 r. Strefa i jej otoczenie jest obszarem, dla którego przewiduje się sporządzenie planu miejscowego. Przez 6 lat władze miasta nie działały skutecznie, żeby przygotować ten dokument w formule szerokiej debaty społecznej. Z tego powodu nowe inwestycje są realizowane w oparciu o decyzje o warunkach zabudowy, przygotowywane i wydawane na wniosek inwestora, z pominięciem działań partycypacyjnych.
Patrząc na ten fakt możemy sobie zadać retoryczne pytanie o to, kto ma prawo do miasta w tak prowadzonej grze. Podnoszenie kwestii krajobrazowych to tylko mydlenie oczu i odciąganie uwagi od rzeczywistych problemów rozwoju przestrzennego Katowic. Na dobrze nam znane zjawisko zastępowania na poziomie lokalnym polityki przez administrowanie, nakłada się więc kolejny szkodliwy proces: próba wyparcia dyskusji o interesach przez dywagacje naukowe.
Paweł Jaworski, Michał Kubieniec – kolektyw Miastoprojekt
fot. Piotr Drabik / Flickr, CC BY 2.0