Miasto dzieci

Dorośli to „nastolatkowie na autopilocie”, którzy zapomnieli, jak to jest czegoś pragnąć, jeśli więc chcemy tworzyć projekty marzeń, to tylko z udziałem młodych

Ubrana w garsonkę blondynka kuca przy bawiącej się w piaskownicy dziewczynce. Ta podejrzliwie spogląda na kartkę i długopis trzymane przez kobietę. – Powiedziałabyś, że: Czerpiesz radość i dobrze się bawisz; Tak sobie się bawisz, ale czerpiesz pewną radość; Nie bawisz się i nie czerpiesz radości? – pyta nieznajoma.

Dziewczynka nie odpowiada, z ponurą miną dalej bawi się plastikowymi zwierzętami.

– Zaznaczę, że świetnie się bawisz – decyduje kobieta i szeroko uśmiecha się do kamery. Po chwili podbiega do niej zdenerwowany chłopiec.

– Pani Knope! W zjeżdżalni utknął pijak!

Leslie Knope to główna bohaterka amerykańskiego serialu komediowego Parks and Recreations i pracowniczka tytułowego wydziału w fikcyjnym mieście Pawnee. Urzędniczka przez siedem sezonów grana przez Amy Poehler walczy o to, żeby w miejscu dziury w ziemi pozostawionej przez dewelopera powstał park z prawdziwego zdarzenia. Bo Leslie troszczy się o mieszkańców – spotyka się z nimi podczas społecznych konsultacji, odwiedza ich w domach i organizuje sąsiedzki piknik. Ale jest też urzędniczką, która w kolejnych sezonach serialu postanawia zostać gubernatorem. Jako polityk chce zachować swój stołek i rozwijać karierę, choć przekona się, że lawirowanie między reprezentującymi sprzeczne interesy stronami nie jest dziecinnie proste.

Choć wyglądem i entuzjazmem Mare Mintzer przypomina serialową Leslie Knope, wiele je różni. Mintzer nie jest politykiem, tylko planistką, a miasto, które pomaga przeobrazić, naprawdę istnieje. Ma też inne podejście do dzieci i do metod zbierania ich opinii. Dla wielu słowa Mintzer mogą zabrzmieć jak dobry żart, ale kiedy urbanistka staje na scenie TEDx i stawia pytanie „Dlaczego nie pozwolić dzieciom kształtować naszych miast?”, mówi zupełnie poważnie.

Zielony, czerwony

Kiedy w 2012 roku władze Boulder w stanie Kolorado zauważyły potrzebę przebudowania rozległej przestrzeni parkowej Civic Area, postanowiły sprawdzić, jakie są odczucia i potrzeby korzystającej z niej sporej grupy dzieci i młodzieży. Jedną z osób dowodzących projektem była właśnie Mare Mintzer. Odwiedziła okoliczne szkoły, opowiedziała uczniom o projekcie i zaprosiła ich do uczestnictwa. Dzieci, które się zgłosiły, zostały zaangażowane w kilka etapów badań i planowanie.

Najpierw poproszono je o narysowanie parku w obecnym kształcie i opowiedzenie o swoich doświadczeniach w korzystaniu z niego. Kolejnym etapem były badania terenowe, podczas których dzieci otrzymały papierowe ramki w kolorze zielonym i czerwonym. Miały spacerować po okolicy i przyłożyć zieloną ramkę, kiedy zauważą coś, co im się podoba, a czerwoną, kiedy spostrzegą coś, co je zniechęca lub budzi w nich niepokój. Towarzyszący im wolontariusze uwieczniali te momenty za pomocą aparatów fotograficznych – okazało się, że dzieciom nie podobają się kontenery na śmieci przed budynkami i zepsute latarnie, natomiast w zieloną ramkę oprawiły grupę nastolatków, które w strojach kąpielowych i z kołami dmuchanymi w pasie udawały się w stronę przepływającej przez park rzeki.

Po wycieczkach mali badacze siadali przy komputerach i szukali inspirujących rozwiązań oraz podobnych przestrzeni na świecie. Następnie sami budowali makiety nowego, udoskonalonego Civic Park, które później prezentowali przed urbanistami i urzędnikami. I choć niektórych materiałów wykorzystanych do wyrażenia dziecięcych marzeń nie da się zastosować w rzeczywistości, takich jak np. pudrowe bransoletki wytyczające trasę toru łyżwiarskiego, to wiele ich pomysłów architekci wzięli pod uwagę w dalszym projektowaniu.

Wyłonili spośród nich np. kilka głównych rozwiązań ważnych dla młodych użytkowników – lepsze oświetlenie ścieżek w całym parku, żeby dzieci wracające po zmroku ze szkoły do domu czuły się bezpiecznie i wytyczenie osobnych ścieżek rowerowych, żeby mali spacerowicze nie byli narażeni na potrącenie przez deskorolkarzy i rowerzystów. Projektanci postawili też na stworzenie wygodnego dostępu do wody i, co dla niektórych młodych uczestników mogło okazać się najważniejsze, zrealizowali postulat stworzenia prawdziwego lodowiska.

fot. Stephen Cardinale

Akcja, w której wzięło udział ok. 200 uczniów, dała początek inicjatywie Growing Up Boulder (ang. dorastające Boulder), która dziś ma na swoim koncie kilkanaście projektów zrealizowanych z udziałem i z myślą o dzieciach i młodzieży. Za pomocą podobnych metod sprawdzono, co należałoby zmienić, żeby realizować postulat „sąsiedztwa w promieniu 15 minut” – okazało się, że rodzice czuję się bezpiecznie, pozwalając swoim dzieciom na zabawę jedynie w odległości, którą najmłodsi są w stanie pokonać w dwie minuty od wyjścia z domu. Przyjrzano się też niedogodnościom, z jakimi muszą zmagać się dzieci z niepełnosprawnościami (nierówne chodniki, zbyt szybko zmieniające się światła na przejściach) i poszukano odpowiedzi na pytanie, co chętnie widzieliby w parkach nastolatkowie, a co najmłodsi. Okazało się, że obie grupy wiekowe lubią zadbane, czyste otoczenie (np. nie podobało im się amatorskie graffiti)[i] i chcą przeżywać przygody – każda z dawką adrenaliny na swoją miarę. Starsze dzieci chciały mieć możliwość wspinaczki, zjazdów na linie i skoków na bungee, kilkulatkowie być blisko natury, bezpiecznego buszowania w rowach i pluskania w okolicznym stawie.

Zaangażowanie dzieci nie ograniczyło się tylko do jednego obszaru czy dzielnicy – zostały też zaproszone do stworzenia mapy całego Boulder. Pierwszym etapem trwającego projektu jest dotarcie z ankietą różnymi kanałami do uczniów szkół podstawowych i ich rodzin. Dwujęzyczny formularz, w języku angielskim i hiszpańskim, ma pomóc planistom w przygotowaniu listy najważniejszych punktów miasta i ich cech. Kolejnym etapem będzie stworzenie drukowanej mapy przyjaznej dzieciom, która – ukazując ulubione ścieżki i miejsca ludzi o odmiennym pochodzeniu, wyznaniu czy poglądach – poza nauką orientacji w terenie i poruszania się po mieście ma promować m.in. takie wartości jak aktywizm społeczny oraz różnorodność społeczną.

Koszmary i Marzenia

Dziecięcy punkt widzenia na przestrzeń wykorzystywany jest też w innych amerykańskich miastach, m.in. Nowym Jorku, Newark czy Filadelfii. W tych trzech lokalizacjach został zatrudniony Damon Rich, urbanista i jeden z założycieli studia planistycznego Hector, któremu powierzono zadanie przekształcania wspólnie z nastolatkami przestrzeni parku.

Latem 2016 roku Mural Arts Philadelphia Restored Spaces, państwowa organizacja wprowadzająca zmiany społeczne poprzez sztukę, zaprosiła Richa do przeprowadzenia badań terenowych w Mifflin Square Park w Filadelfii. Od ponad stu lat park nie zmienił swego kształtu, a wprowadzane zmiany stanowiły samowolkę lokalnych mieszkańców. Wspólnie z grupą, która została wyłoniona we współpracy z federalnym programem letnim dla nastolatków i lokalną wspólnotą, Rich szukał odpowiedzi na pytanie, jaki jest i jak mógłby zmienić się na lepsze park, otoczony przez coraz bardziej zróżnicowane, wielokulturowe sąsiedztwo.

Pierwszym zadaniem grupy było dowiedzenie się, kto w mieście jest odpowiedzialny za parki: kto ustala zasady, projektuje przestrzeń i podejmuje decyzje o inwestycjach. Przez dwa miesiące uczestnicy projektu spotykali się z radnymi i zarządcami parków i prowadzili wywiady z mieszkańcami, lokalnymi przedsiębiorcami i użytkownikami terenów rekreacyjnych. Jeździli na wycieczki po innych terenach zieleni w mieście i prowadzili dziennik badacza. Drugim etapem działania było przeniesienie obserwacji i rozmów na papier. Tak powstała duża zbiorowa praca graficzna, podzielona na dwie części: Koszmary – pokazujące obecny stan rzeczy, i Marzenia – czyli wizje lepszej przyszłości.

Mifflin Square widziany oczami nastolatków okazał się ponurym miejscem, o którego kształcie decydowały niejasne układy między politykami a bogatymi ludźmi. Było to również miejsce brudne i zaśmiecone, porośnięte pożółkłą trawą i zdominowane przez dilerów narkotyków i złodziei. Nastolatkowie marzyli tymczasem o zielonym, czystym parku, w którym znajdą stół do ping-ponga, sprawne huśtawki i fontanny. O przestrzeni, w której można się schłodzić w upalny dzień i kupić coś smacznego i zdrowego u ulicznych sprzedawców jedzenia. Chcieli móc spotykać dzieci i osoby starsze oraz spędzających ze sobą czas ludzi o różnym kolorze skóry. Dokonali przy tym ważnej obserwacji – w prawdziwym Mifflin Square ludzie byli ze sobą skłóceni lub nie wchodzili w interakcje. „Nie kłóćcie się o park, rozerwiecie go na dwa” („Don’t fight over park, you’re split it apart”) – głosi jedno z haseł rozpisanych na rysunku. W parku marzeń ludzie stoją odwróceni do siebie twarzami, rozmawiają, a w jego centralnej części pracy młodzi badacze umieścili policjanta, który w świecie idealnym nie miałby zbyt wiele do roboty.

Pracę zaprezentowano w biurach organizatorów projektu, galerii należącej do Mural Arts Philadelphia i na terenie parku. Znalazła się ona również na plakacie informacyjnym, który przygotowano w 8 językach i rozwieszono w okolicznych szkołach. Rich, poproszony o dalsze działania w duchu odnowy parku wraz z jego sąsiedztwem – przeprowadzenie konsultacji społecznych i stworzenie informatora dla lokalnej społeczności – przygotował je zgodnie z najważniejszymi wnioskami płynącymi z pracy badawczej nastolatków. Podkreślił w nich, że należy stworzyć miejsce włączające, odpowiadające na różne potrzeby, i zażegnać spory, które latami narastały między sąsiadami. Rozpocząć dialog[ii].

Ten wąż to mój kot

Rysunek młodych badaczy z Mifflin Square był pełen trafnych spostrzeżeń i równościowych pragnień i był przy tym silnie osadzony w rzeczywistości. Takiego podejścia chciała uniknąć w swoim projekcie Iza Rutkowska, założycielka Fundacji Form i Kształtów, twórczyni m.in. 7-metrowego jeża czy ogromnego jamnika, które wędrowały po przestrzeni publicznej w Warszawie i Wrocławiu. Artystce od kilku lat chodził po głowie tworzony wspólnie z nimi projekt placu zabaw dla dzieci. Długo nie mogła znaleźć odpowiedniego miejsca dla jego realizacji, aż w zeszłym roku odezwała się do niej hiszpańska organizacja Intermediae prowadząca centrum sztuki Matadero Madrit na terenie zrewitalizowanej miejskiej rzeźni. Twórcy centrum zaprosili Rutkowską do współtworzenia modeli włączania dzieci w projektowanie. Artystka dostała wielką, pustą przestrzeń i pomoc w rekrutacji 40 uczestników. Od dzieci oczekiwała jednego – miały porządnie zaszaleć.

fot. Maciej Landsberg

Dwie grupy małych planistów otrzymały rysunek techniczny budynku, który miał im posłużyć za mapę i tło ich dzieła. Na początku zadawano im pytanie, jakie kształty zwierząt widzą na rysunku. Jak tłumaczyła później w audycji w TOK FM Rutkowska, miało to uruchomić ich wyobraźnię i ułatwić komunikację – rozmowa o zwierzętach miała dzieciom pomóc pokonać onieśmielenie postawionym przed nimi zadaniem. Kolejnym krokiem było narysowanie wyobrażonych przez nie zwierząt, pokolorowanie ich i zastanowienie się, jak będzie można się nimi bawić. Do czego będzie służył tunel w ogonie kota? Jak wejdzie się do brzucha hipopotama?

Rutkowska obawiała się przy tym, że dzieci będą starały się sprostać oczekiwaniom dorosłych i wykonać zadanie „poprawnie” – np. rysując taką huśtawkę, jaką znają z innych placów zabaw. Była więc zachwycona, kiedy jeden z chłopców zamienił budynek w łysego kurczaka. Następnie dzieci dyskutowały na temat funkcjonalności swoich projektów – czy faktycznie uda się wejść do takiej głowy kurczaka? – a Rutkowska szukała w nich wspólnych punktów. W wielu pojawiały się tunele, a na kilku rysunkach widniały długie, wijące się gady. Kilka miesięcy później, na terenie Matadero Madrit zjawił się 45-metrowy kolorowy wąż, a uczestnicy warsztatów zostali zaproszeni do przetestowania go i wyrażenia swoich opinii. „Ten wąż ma moje oczy!”, miał się zachwycić jeden z chłopców. „Dokładnie tak to sobie wyobrażałem!”, chwalił artystkę autor rysunku kota z tunelem w ogonie. W kolejnych miesiącach odwiedzający to miejsce, zarówno dzieci, jak i dorośli, bawili się i rozkręcali węża, nadając okręgom, z których został zbudowany, nowe funkcje, np. siedziska. W przyszłości wielki gad ma opuścić starą rzeźnię i wypełznąć na ulice Madrytu, gdzie stanie się lustrem dla potrzeb kolejnej grupy małych i większych mieszkańców, którzy na nową zredefiniują jego rolę i funkcje.

Mali agenci

Mimo że zabawa to jedno z praw dziecka, życie nie jest wypełnione wyłącznie nią, a miasto nie zawsze jest przyjazną przestrzenią. W pewnym momencie życie dzieci zaczyna wypełniać szkoła i droga do niej. Dla wielu zbyt długa, niebezpieczna lub po prostu nudna. Dla innych oglądana zza szyb samochodu. Ale czy tak musi być? Była nauczycielka i badaczka, Vibeke Fredrikke Rørholt, postanowiła zamienić drogę do szkoły w przygodę, a jednocześnie zebrać jak najwięcej informacji o tym, co sprawia uczniom na niej trudność i jak można to zmienić.

W 2013 roku we współpracy z norweską Radą ds. Badań i firmą konsultingową Capgemini zaczęła więc prace nad aplikacją The Traffic Agent – trzy lata później używało jej już 35 szkół w Oslo. Zamiast do przeglądania YouTuba lub szukania Pokemonów dzieci mogą dzięki niej użyć swoich smartfonów do wyłapania utrudniających im życie odcinków drogi z domu do szkoły. Mali agenci raportowali do „kwatery głównej” na temat krzaków zasłaniających przejście przez ulicę, dziur w chodniku i samochodów parkujących w niewłaściwym miejscu. Wypełniali misję w wirtualnej grze. Po pewnym czasie krzaki opisywane przez małych użytkowników aplikacji faktycznie zostały przycięte, światła na przejściu znów działały, a niefrasobliwi kierowcy odjeżdżali z mandatem. Działania dzieci przysłużą się przy tym też większej sprawie – dane zgromadzone w ciągu kilku lat przez aplikację mają pomóc urbanistom w stworzeniu nowych planów dla Oslo, które do 2020 roku zamierza całkowicie wyłączyć centrum z ruchu samochodowego.

Równie odważnie „stop kierowcom” mówi burmistrz Tirany, Erion Veliaj, odpowiedzialny za całkowite zamknięcie dla ruchu samochodowego centralnego punktu miasta, placu Skanderbega. Dziś w słoneczne dni chłodzą się w tamtejszych fontannach dzieci, a nastolatkowie szaleją na rowerach i deskorolkach. Decyzja ta ma w Tiranie szczególne znaczenie, bo jesto to miasto z niewielką liczbą placów zabaw, w którym posiadanie auta wciąż stanowi wyznacznik statusu społecznego. Ogłaszane wcześniej w centrum dni bez samochodu wywoływały burzliwe protesty dorosłych obywateli, ale Veliaja się nie ugiął. Co więcej, do przeprojektowania placu zaprosił tych nieletnich mieszkańców pozbawionych prawa do głosowania i zapoczątkował „radę młodych”. Nastolatkowie raz w miesiącu spotykają się z burmistrzem i dzielą się z nim swoimi spostrzeżeniami, dyskutują nad kolejnymi projektami terenów rekreacyjnych oraz akcji sprzątania i zazieleniania Tirany. Na jeden dzień „przejmują” radę miasta i wchodzą w buty burmistrza i dyrektorów departamentów, a codziennie przez kilka godzin urząd jest otwarty na odwiedziny uczniów szkół podstawowych.

Tylko po co właściwie słuchać dzieci? Erion Veliaj, przywoływany przez dziennikarkę „The Guardian” Laurę Laker, zwraca uwagę na to, że dzieci są szczere, a za ich pomysłami nie stoją ukryte motywy. W swoim wystąpieniu na TEDx Vitoria-Gasteiz, burmistrz Tirany, podkreślił, że postawienie na pierwszym miejscu dzieci może doprowadzić do najlepszej z możliwych miejskich rewolucji. Damon Rich, cytowany przez dziennikarkę Alexandrę Lang z portalu Curbed, doszedł z kolei do wniosku, że dorośli to „nastolatkowie na autopilocie”, którzy zapomnieli, jak to jest czegoś pragnąć, jeśli więc chcemy tworzyć projekty marzeń, to tylko z udziałem młodych. Oddanie głosu dzieciom i tworzenie przyjaznych dla nich miast, jak przekonują twórcy raportu firmy Arup, Cities Alive: Designing for Urban Childhood, stanowi pierwszy krok do zwrócenia im wolności, zabranej przez coraz gęściej zaludnione, rozlewające się miasta. Z problemem tym borykają się też liczne polskie ośrodki. Dzieci spędzają w nich na dojazdach często po kilkadziesiąt minut dziennie w samochodzie, a wiele z nich cierpi na otyłość. Umożliwienie im większej samodzielności, zarówno w docieraniu do szkoły, jak i w zabawie poza nią, wiąże się z dbaniem o ich aktywność fizyczną i zdrowie. Co więcej – pozwolenie młodym na współdecydowanie o przestrzeni, w której żyją, to również recepta na wychowywanie świadomych, aktywnych obywateli. Zdawał sobie z tego sprawę już na początku XX wieku filantrop Charles Wacker, który zlecił przygotowanie broszury opisującej historię Chicago i wizję rozwoju miasta, zalecanej jako lektura dla ośmioklasistów, o czym przypomniał w 2008 roku publicysta portalu Planetizen, urbanista i pisarz Mike Lydon.

Miasta zaplanowane przez dzieci to miasta dla wszystkich – podkreśla Mare Minzter. Sporo w ostatnich latach, w obliczu starzejących się społeczeństw, mówi się o miejscach przyjaznych seniorom. A przecież potrzeby dzieci i starszych osób są często zbieżne – obie grupy potrzebują m.in. ławek, na których mogą odpocząć, sygnalizacji świetlnej dostosowanej do wolniejszego kroku, sprawnego transportu publicznego, kontaktu z naturą i opiekuńczego spojrzenia drugiego człowieka. Jeśli nie chcemy, aby nasze miasta stawały się coraz bardziej „zimne i surowe”, jak o opuszczanym przez rodziny San Francisco mówi Richard Florida, nie traktujmy dzieci jako niekompletnych ludzi w procesie stawania się. Potraktujmy ich jako równoprawnych obywateli.

Tekst pochodzi z 19 numeru Magazynu Miasta, który można kupić w Empikach i bezpośrednio od nas na allegro: http://bit.ly/allegro_Magazyn

 

[i] O tym, że zaniedbane przestrzenie budzą w mieszkańcach miast – niezależnie od wieku – poczucie zagrożenia i zwiększają poziom stresu, przeczytacie też w tekście Michała Sęka Zaburzona przestrzeń opublikowanym w 15. numerze „Magazynu Miasta” Zdrowie psychiczne.

[ii] Więcej informacji o całym procesie znajdziecie na stronie http://hectordesignservice.com/mifflin-square/.