MILAN: Pan od nocy

Na strategię nocnego życia miasta trzeba patrzeć nie z punktu widzenia ekonomii, ale kultury. Musimy zrozumieć, czym może być noc

Z Mirikiem Milanem, nocnym burmistrzem Amsterdamu, rozmawia Joanna Mikulska

Jak wygląda Twój dzień pracy?

Może opiszę Ci, co będę robić jutro. Muszę tylko zaznaczyć, że nie jestem urzędnikiem i mam niestandardowe godziny pracy.

Czyli jesteś nocnym burmistrzem freelancerem?

Można tak to ująć. Cenię sobie niezależność. Jestem przedstawicielem organizacji pozarządowej (Fundacja N8BM A’DAM, czyli Nachtburgemeester Amsterdam – przyp. red.), która chce stać na straży nocnego życia miasta i podnosić jego jakość. Nie pracuję w urzędzie miasta, ale współpracuję z nim oraz z innymi organizacjami w mieście, z właścicielami nocnych klubów i z mieszkańcami. Jutro rano mam na przykład robocze spotkanie w sprawie konferencji dotyczącej udziału kobiet w nocnym życiu miasta. Potem widzę się z organizacją, która zajmuje się dyskryminacją w Amsterdamie. Będziemy rozmawiać o Paradzie Równości[1]. Potem rozmawiam przez Skype’a z Bogotą, bo wkrótce jadę do stolicy Kolumbii na konferencję. Czeka mnie jeszcze spotkanie z ekipą Dutch TV, która będzie tworzyć relację z tego, co robimy w Amsterdamie. Może dodałbym jeszcze do tego mojego modelowego dnia spotkanie, które mam pod koniec tygodnia. Widzę się wtedy z szefem amsterdamskiego portu. Chcemy, aby w tym miejscu realizowano więcej nocnych wydarzeń i festiwali. W ramach mojej organizacji działam także na rzecz odblokowania potencjału różnych przestrzeni w mieście, aby mogły one być centrami kulturalnych aktywności.

O której kończysz pracę?

Trudno to określić. Bardzo ważny jest dla mnie kontakt z nocnym życiem miasta. Wieczorami chodzę do klubów, spotykam się z ludźmi, staram się budować markę mojego stanowiska i jego rozpoznawalność.

Jesteś pierwszym nocnym burmistrzem Amsterdamu. Jak trafiłeś na to stanowisko?

W strukturach miejskich funkcja ta istnieje już od 2003 roku. Została utworzona przez jednego z lewicowych polityków, który był wtedy u władzy, ale przez ponad 10 lat była sprawowana woluntarystycznie i niezbyt poważnie traktowana. W 2012 roku zostałem wybrany na to stanowisko w głosowaniu elektronicznym przez mieszkańców, uczestników imprez i jury złożone z ekspertów. Zdałem sobie wtedy sprawę, że jeśli chcę mieć wpływ na miasto, muszę być twarzą profesjonalnej organizacji i działać w sposób transparentny, pokazując, co i jak robię, a czym się nie zajmuję. Miasto nie mówi nigdy do pojedynczych osób, tylko do stowarzyszeń lub większych grup mieszkańców. W 2014 roku założyłem więc swoją organizację, stworzyłem strategię i plan biznesowy. Dzięki temu zostałem ponownie wybrany na stanowisko nocnego burmistrza. Zyskałem dzięki temu uwagę burmistrza miasta i chęć współpracy ze strony właścicieli nocnych klubów. Zaczęliśmy działać na poważnie. Rozmawiam z burmistrzem dwa, trzy razy w roku, ale mam też stały kontakt z urzędem miasta. Pomagamy im, gdy nowe regulacje prawne związane ze sferą nocnego życia zaczynają obowiązywać – wyjaśniamy je pozostałym zainteresowanym. Próbujemy budować most pomiędzy dwiema stronami, ale ponieważ jesteśmy niezależną organizacją, zawsze możemy mieć własne zdanie. W tym momencie 30 proc. budżetu naszej organizacji pochodzi z urzędu miasta, 30 proc. od właścicieli klubów, a resztę zarabiamy, konsultując działania innych miast.

Ile osób działa w Waszej organizacji?

Jest nas 20, ale tylko 3 osoby są zatrudnione: poza mną jest to księgowa oraz Ella Overkleeft, moja asystentka i prawa ręka. Dodatkowo mamy radę doradczą składającą się z 12 osób związanych z 4 ważnymi dla nocnego życia Amsterdamu obszarami tematycznymi: przedstawicieli nocnych klubów, ludzi znających się na prawie i bezpieczeństwie oraz reprezentantów środowisk dbających o różnorodność kulturalną. W radzie zasiadają osoby odpowiedzialne za festiwale muzyczne, ludzie związani z 3 najlepszymi klubami w Amsterdamie, prawnicy i policjanci. Co 2 lata miasto zmienia jej skład.

Z polskiej perspektywy wygląda to jak utopia. Jak myślisz, co musiałoby się wydarzyć w polskich miastach, aby zaistniały taki ruch i taka organizacja?

Myślę, że nasze doświadczenie jest jak najbardziej przekładalne na inne miasta. W 2016 roku organizowaliśmy pierwszy zjazd nocnych burmistrzów z całego świata. Działają oni już w Paryżu, Zurychu, Tuluzie, Londynie, a w ciągu ostatnich 3 miesięcy taką funkcję zyskał też Nowy Jork. Zawsze powtarzamy ludziom, którzy chcą, aby w ich mieście pojawił się burmistrz nocny, aby zaczęli od rozmowy i konsolidowania środowiska. Bardzo ważne jest, aby twórcy nocnego życia znaleźli wspólny mianownik dotyczący ich własnych potrzeb. Oczywiście każdy ma inne interesy: właściciele nocnych klubów, miasto i jego mieszkańcy. Potrzeby są więc z reguły różne.

Jak się w takim razie porozumieć?

Nasza rada to: zacząć pisać wspólny manifest. Zastanówcie się, jak chcecie, aby wyglądało wasze miasto, także w nocy. Jakie prawa powinni mieć ludzie, którzy spędzają wtedy czas w barze i ci, którzy zostają w domu? Wyślijcie ten dokument do władz miasta, do młodych polityków. Manifest jest po to, aby mieć wpływ na decyzje w mieście. Musicie czuć, że wartości, które promujecie, mają potwierdzenie, i musicie mieć argumenty. Możecie wtedy rozmawiać z ludźmi, którzy mają władzę, bo to oni zmieniają prawo. Ale celem nie jest większa liczba imprez, zabaw i festiwali, a ich wyższa jakość. Jeśli chcecie mieć bardziej dynamiczne życie nocne, musicie zadbać o jego program. Jeśli chcecie przyciągnąć aktywnych ludzi, którzy będą go współtworzyć, musicie im coś zaoferować. Uważam, że każde miasto z populacją powyżej 200 tys. mieszkańców ma już dużą grupę kreatywnych, młodych osób i zastanawia się, jak ich zatrzymać i co zrobić, aby nie wyjeżdżali do większego ośrodka lub do stolicy.

W Polsce mamy 16 takich ośrodków miejskich. Jakie warunki, poza liczbą mieszkańców, musi spełniać miasto, aby zacząć efektywnie pracować nad polityką nocną?

Myślę, że najważniejsza jest zmiana sposobu myślenia. Na strategię nocnego życia miasta trzeba patrzeć nie z punktu widzenia ekonomii, ale kultury. Trzeba zrozumieć, czym może być noc.

A czym może być?

Życie nocne sprzyja rozwojowi wielu talentów, zwłaszcza w branży kreatywnej: współtworzą je graficy, graficy komputerowi, dizajnerzy, producenci muzyczni i filmowi, didżeje i vidżeje. Nie ma znaczenia, kim jesteś i skąd pochodzisz, każdy może zorganizować imprezę lub koncert. Noc to przestrzeń edukacji nieformalnej. Możesz rozwijać swoje umiejętności, spotkać się z inspirującymi ludźmi, rozbudowywać sieć kontaktów. Jeśli w mieście żyje dużo młodych ludzi, przemysł kreatywny chętnie w nie zainwestuje. A to on jest obecnie silnikiem rozwoju gospodarki. Pracujemy nad zainteresowaniem tymi możliwościami urzędu miasta, małych przedsiębiorców, którzy prowadzą nocne kluby, i mieszkańców.

Co udało Wam się do tej pory wspólnie wypracować?

Na pewno warto wspomnieć program 24h licencji dla nocnych klubów. Pomysł wziął się z obserwacji, że inaczej traktujemy te same problemy, kiedy pojawiają się one w nocy lub w ciągu dnia. Jeżeli nocą mają miejsce jakieś wykroczenia, reakcja urzędników miasta i policji jest zawsze taka sama: zamykamy kluby nocne. Statystycznie najwięcej przestępstw i wykroczeń popełniane jest nad ranem, kiedy równocześnie, o tej samej porze, zamykane są wszystkie kluby. Pewnie sama wiesz, co się wtedy dzieje.

Ludzie wychodzą na ulice o piątej rano, są pijani i krzyczą. Budzą się wściekli sąsiedzi, a policja nic nie robi.

Właśnie. Przyjrzeliśmy się wspólnie temu zjawisku i zaproponowaliśmy nocnym klubom skorzystanie z 24h licencji. Pojawiło się 35 chętnych. Każdy z nich musiał przedstawić program pokazujący, jak ich oferta wzbogaci ofertę kulturalną miasta. I najważniejsze w tym procesie było dla nas chyba to, aby spojrzeć nie tylko na budynki klubów, ich infrastrukturę, toalety, ale właśnie na ofertę, jaką tworzą. Zainspirowali nas nasi znajomi z Berlina, którzy zawsze mówią: zamiast w meble, inwestuj w jakość. Wybraliśmy 10 klubów nocnych i pozwoliliśmy im samodzielnie decydować o godzinach otwarcia.

Jakie są rezultaty tego programu?

Zainspirowaliśmy kluby nocne do wprowadzenia autorskich programów i był to naprawdę zastrzyk jakości dla nocnego życia w Amsterdamie. Kluby takie jak De School czy Shelter stały się dzięki temu prestiżowymi miejscami dla artystów znanych na całym świecie. Jest o nich głośno w Internecie, w gazetach i w telewizji. Co więcej, okazało się, że jeśli kluby są zamykane w różnych godzinach, łatwiej jest kontrolować osoby, które z nich wychodzą, bo są to małe grupy. W jednej z dzielnic, w których działa nasz program, przeprowadziliśmy też badania i wynika z nich, że przestępczość spadła w niej o 25 proc., a liczba skarg na hałas obniżyła się prawie o 30 proc.

W Warszawie kluby nocne są w ciągu dnia zamkniętymi, niedostępnymi przestrzeniami. Czy program licencji 24h wpłyną też na zmianę roli przestrzeni klubów nocnych w życiu miasta?

Jeden z klubów przekształcony został w restaurację dostępną w nocy i rano, inny udostępnia też swoje przestrzenie w ciągu dnia na plac zabaw dla dzieci. Wszystko zależy tak naprawdę od pomysłowości właścicieli, ale zmiana definicji przestrzeni nie jest celem naszego programu. Bardziej zależy nam na poprawie jakości oferty muzyczno-kulturalnej w tych miejscach i obniżeniu poziomu nocnej przestępczości. Wydaje mi się, że program ten pokazuje też, że jeśli chcemy żyć w mieście, które się dynamicznie rozwija, musimy zadbać o miejsca otwarte także w nocy: biblioteki, miejsca do pracy dla studentów czy sklepy, w których można kupić jedzenie na śniadanie lub kabel potrzebny do prezentacji, którą prowadzimy rano po długiej nocy.

Czy doprowadzenie do otwarcia takich miejsc to Wasz kolejny program?

Na razie pozostawiamy ten pomysł w sferze ideowych postulatów. Ale kto wie? Program 24h licencji pokazuje, że pracując ze wszystkimi środowiskami, możemy mieć faktyczny wpływ na to, co dzieje się w naszych miastach. Obecnie pracujemy nad nowym prawem dotyczącym festiwali muzycznych. Imprezy te mają duży wpływ na gospodarkę miasta, ale też i na jego mieszkańców. Mają mocne nocne DNA, są źródłem głośnej muzyki, ale w ciągu dnia napędzają ruch w mieście. Zebraliśmy więc grupę 10 organizatorów największych festiwali i spotkaliśmy się z nimi i władzami miasta przy jednym stole, aby pomyśleć o nowym prawie, które byłoby skuteczne przez kolejne 5–10 lat. W cały ten proces angażujemy też mocno mieszkańców.

Jak radzicie sobie przy tym ze stereotypami na temat nocnego życia, związanymi ze wzrostem przestępczości i używaniem nielegalnych narkotyków?

Myślę, że to staromodne myślenie – obwinia się za to kluby nocne i je zamyka, mając nadzieję, że rozwiąże to problem. Niestety wcale tak nie jest, bo narkomani funkcjonują w społeczeństwie z zupełnie innych przyczyn niż życie klubów nocnych, a cechą ludzkiej natury jest to, że lubimy pić alkohol. Kluby nocne nie są za to odpowiedzialne, ale myślę, że powinny informować o różnych zagrożeniach. Ludzie, którzy je prowadzą, to bardzo aktywne osoby, o szerokich horyzontach – z pewnością jest tak w Amsterdamie. Władze miasta zamiast zamykać kluby, powinny więc zaangażować ich właścicieli do współpracy i poszukać rozwiązań, które będą skuteczne w tym obszarze.

Mirik Milan – producent wydarzeń artystycznych, od 2012 roku nocny burmistrz Amsterdamu. Prowadzi organizację, która stoi na straży życia nocnego w Amsterdamie. Dba o współpracę pomiędzy urzędem miasta, właścicielami klubów i mieszkańcami

[1]   W Amsterdamie Parada Równości odbyła się w tym roku w sierpniu. Rozmowa przeprowadzona została w lipcu.