Planowe oszustwo
Projekt specustawy mieszkaniowej jest bardzo pospolitym oszustwem. Paradoksalnie może jednak wyjść na dobre jakości przestrzeni i planowania w Polsce
Cel projektu specustawy jest prosty – rząd potrzebuje przyspieszenia realizacji programu Mieszkanie+. To zrozumiałe, bo obok 500+ jest on jednym z kluczowych projektów społecznych PiSu. Sukces Mieszkania + jest dla rządu o wiele ważniejszy niż jakość przestrzeni publicznej, zwłaszcza w kontekście nadchodzącego maratonu wyborczego. Nie jest to zresztą pierwsza ekipa, która o przestrzeń i planowanie martwi się tylko do czasu, aż pojawią się inne, bardziej medialne sprawy.
Trzeba w końcu otwarcie przyznać, że jakość polskiej przestrzeni publicznej po 1989 r. nigdy nie była czymś naprawdę ważnym. Ani dla rządów, ani dla samorządów, ani dla mieszkańców. Kultura budowania? Łączenie myślenia o rozwoju gospodarczym czy społecznym z urbanistyką i architekturą? Wykorzystywanie planowania przestrzennego jako narzędzia stymulującego rozwój? Owszem, tak – ale tylko wtedy, gdy wszystkie zaangażowane w konkretne projekty strony miały taką wolę. Przepisy nie zabraniały przygotowania bardzo dobrego planu miejscowego np. dla Siewierza Jeziornej – nowej dzielnicy Siewierza powstającej w duchu nowego urbanizmu. Tylko że i władzom miasta, i inwestorowi na tym zależało, bo w planowaniu widzieli narzędzie stymulowania rozwoju i gwarancję utrzymania wysokiej jakości przestrzeni publicznej.
Cios w chaos i bylejakość?
W Polsce zazwyczaj jest jednak inaczej. Planowanie przestrzenne rzadko kiedy traktujemy jako element polityki zrównoważonego rozwoju. Sięga się po nie raczej po to, by chronić dany teren przed niekontrolowaną rozbudową i wyprzedzać potencjalne konflikty. Jaki jest tego efekt? No cóż – najczęściej mówi się o chaosie, krótkowzroczności polityki przestrzennej i uleganiu presji deweloperów.
Tego typu zarzuty pojawiają się regularnie – nie tylko ze strony branżowych organizacji takich jak Towarzystwo Urbanistów Polskich. Na kiepską jakość polskiego planowania przestrzennego zwracali uwagę i mieszkańcy zrzeszeni w Kongresie Ruchów Miejskich, i reportażyści – Filip Springer, i dziennikarze z największych polskich gazet. I co? Jest lepiej, niby mamy więcej zrozumienia dla tych kwestii, ruszyły prace nad Kodeksem architektoniczno-budowlanym, pojawiła się Krajowa Polityka Miejska, a i tak w Warszawie wydaje się zgodę na budowę parkingu na tysiąc miejsc w centralnym punkcie miasta, albo proponuje się lokalizacje dla kolejnych wieżowców pod dyktando arcybiskupa. Ale dopiero projekt specustawy pozbawia niewątpliwie nadziei wszystkich tych, którzy sądzili, że nadchodzi postęp w dziedzinie planowania. Dlatego właśnie jest on przyjmowany tak krytycznie. I nie dziwię się – jest to bowiem szyte grubymi nićmi oszustwo.
Oszustwo jakich mało
Zacznijmy od tego, że specustawa pokazuje, że rząd nie ma już żadnych ambicji w dziedzinie planowania przestrzennego w Polsce. Ten projekt to kapitulacja, z którą do kosza idą wszystkie procesy tworzenia nowych, lepszych regulacji przestrzennych. Pamiętajmy przy tym, że rząd nie prowadził ich sam i nie robił tego bez korzystania z budżetu. W konsultacjach organizowanych wokół wcześniejszych projektów ustaw, kodeksów i polityk dotyczących planowania przestrzennego wzięły udział bardzo szerokie gremia, które uwierzyły, że tym razem procesy te działy się na serio. Prace pochłonęły olbrzymie środki z publicznej kieszeni. Teraz są one nic nie warte. Mamy prawo czuć się oszukani.
Kolejny wymiar tego oszustwa skierowany jest wobec wszystkich mieszkańców, którzy w dobrej wierze uczestniczyli w przygotowywaniu istniejących miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Mimo że prace te były często bardzo burzliwe, nieprofesjonalnie przygotowane i prowadzone, to jednak w ich trakcie udawało się wypracować porozumienie, które można nazwać umową społeczną. Teraz tę umowę będzie można bardzo łatwo złamać. Z roli uczestników-sygnatariuszy zostaniemy zredukowani do roli obserwatorów.
Istnieje przy tym jeszcze grupa osób, którą to oszustwo może bardzo szybko i bardzo konkretnie dotknąć po kieszeni. Myślę tu o tych wszystkich, którzy swoje ciężko zarobione pieniądze przeznaczyli na zakup mieszkania w wymarzonych przez siebie osiedlach. Coraz więcej kupujących bierze przecież pod uwagę jakość przestrzeni, w której będą żyć. Projekt specustawy może tę jakość drastycznie popsuć, bo zawiesza, a nawet łamie istniejące ustalenia. Kolejne bloki zamiast zapisanej w planach zieleni? Po wejściu w życie specustawy będzie to nie tylko możliwe, ale wręcz mile widziane przez rząd. Rada miejska zdominowana przez większość popierającą obecne władze może w imię partyjnej solidarności łatwo przedłożyć los rządowego programu Mieszkanie+ nad interes lokalnych mikrospołeczności.
Oszustwo to dotknie także bezpośrednio deweloperów. Gdy słyszę głosy poparcia dla tej specustawy i zadowolenie, że przybędzie wolnych gruntów do wykorzystania, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że deweloperzy zaciskają pętlę na szyi. Rozumiem, że dla wielu firm pokusa dodatkowych zysków płynących z nieodpowiedzialnego dogęszczania przestrzeni kolejnymi budynkami może okazać się zbyt silna. Każda taka sytuacja przełoży się jednak na wizerunek całej branży i w dłuższej perspektywie utrudni im prowadzenie biznesu. Dlatego Polski Związek Firm Deweloperskich powinien jako pierwszy aktywnie protestować przeciwko projektowi tej specustawy. Szkoda, że tego jeszcze nie robi.
Nieoczekiwana dobra zmiana
Paradoksalnie jednak to oszustwo może mieć zbawienny wpływ na planowanie przestrzenne w Polsce. Jestem przekonany, że ten projekt stanie się obowiązującym prawem i rzeczywiście w koszmarny sposób będzie faworyzował deweloperów. Zdecydowanie się zgadzam, że w krótkiej perspektywie cofnie nas o kilkadziesiąt lat i spowoduje wiele nieodwracalnych szkód. Ale w dłuższej perspektywie przyniesie same korzyści.
Przez ostatnie lata wiele wydarzyło się w kontekście podnoszenia poziomu świadomości roli i znaczenia planowania przestrzennego w rozwoju jakości naszego życia w miastach. Dialog ten toczył się jednak w bardzo niszowych kręgach. Niestety nie udało nam się przekonać wielu mieszkańców, że dobry plan przestrzenny jest wartością, dla której warto poświęcić swój własny interes. I nawet jeśli ostatnia lata przyniosły zdecydowany postęp w tym obszarze, to wciąż największa nadzieja związana była z tym, że do głosu dojdą w końcu mądrzy politycy i urzędnicy, którzy wprowadzą dobre regulacje. No cóż – projekt specustawy pokazuje dobitnie, że nie można na to liczyć.
Jestem jednak przekonany, że to nie koniec poważnej rozmowy o planowaniu. Jeżeli skutki projektu specustawy mieszkaniowej będą zgodne z przewidywaniami (a sądząc po Lex Szyszko, można być tego pewnym), to do debaty o zagospodarowaniu przestrzennym włączą się w końcu rzesze naprawdę wkurzonych mieszkańców. Nie ma możliwości – ofiary tego planowego oszustwa upomną się o swoje. Trudno bowiem spodziewać się innej reakcji na sytuację, w której ktoś nagle dobuduje dwa bloki na 50 mieszkań na terenie, który miał służyć na ich wymarzonym osiedlu do rekreacji albo od dawna był parkingiem. Będzie to szczególnie bolesne dla tych z nas, dla których tereny rekreacyjne były jedną z poważnych przyczyn zadłużenia się na 40 lat. Już dzisiaj słyszymy o protestach mieszkańców w podobnych sytuacjach. W nowych okolicznościach prawnych będą one tylko narastać. Aż przekroczą masę krytyczną.
Specustawa mieszkaniowa będzie powodowała konflikty, jakich jeszcze nie znaliśmy. Protestującymi nie będą już tylko aktywni mieszkańcy i niektórzy bardziej świadomi architekci i urbaniści. Nagle okaże się, że ramię w ramię staną ze sobą osoby, które nigdy wcześniej nie czuły potrzeby walki o wspólne dobro. Pozostaje mieć nadzieję, że te negatywne emocje uda się przełożyć na prawdziwy koniec bylejakości polskiego planowania przestrzennego.
Spodziewam się więc, że czeka nas w Polsce świetne doświadczenie demokracji lokalnej. Będziemy czuli złość, która ma szansę zamienić się na konstruktywne postulaty, których realizacja będzie dla polityków równie ważna jak efekty jakiegokolwiek projektu z plusem w nazwie. Niemożliwe? Nierealne? No to proszę sobie przypomnieć, jak rodziło się jedno z najbardziej skutecznych środowisk miejskich w Polsce, czyli „My-Poznaniacy”. Zanim zdobyli 10% głosów w Poznaniu w wyborach samorządowych w 2014 r.m zaczęli właśnie od walki o jakość miejskiej przestrzeni – lokalizacji bazy samolotów F-16 w Krzesinach, planu dla Parku Rataje i zabudowy stadionu im. E. Szyca. Dzięki temu Poznań jest już dziś zupełnie innym miastem. I sądzę, że dzięki specustawie Polska może stać się zupełnie innym krajem.
/// fot. Jerry Kiesewetter