Jak przejąć kontrolę nad przypadkiem?

Dlaczego tak dużo współczesnych inwestycji w przestrzeniach publicznych obniża ich jakość? Jak projektować, by nie narobić szkód? #UrbanLabGdynia

Jaką rolę pełni projektant w procesie powstawania miejsca? Czy ktoś w ogóle odpowiedzialny jest za jego jakość, czy też rządzi nią w Polsce tylko przypadek? I jak trafić w sedno potrzeb ludzi, starając się stworzyć dobrą przestrzeń publiczną? W ramach działań Urban Lab i cyklu wydarzeń Urban Cafe pt. „Żyj dobrze w mieście” dyskutowali o tym Barbara Marchwicka, Pełnomocniczka prezydenta miasta Gdyni ds przestrzeni publicznej, Paweł Jaworski, filozof i urbanista, założyciel Experimental Urbanism, i Łukasz Pancewicz, architekt, założyciel A2P2 Architecture & planning. Dyskusję prowadziła Agnieszka Jurecka-Fryzowska z gdyńskiego Laboratorium Innowacji Społecznych.

Czym jest dobra przestrzeń publiczna? Jak definiujemy jej jakość? – pytała na początku dyskusji Agnieszka Jurecka-Fryzowska. Na dobry początek namysłu więc pytanie: kiedy w ogóle pada w procesach miejskich termin „jakość przestrzeni”? Według Pawła Jaworskiego słyszymy o nim, kiedy ktoś próbuje przeciwstawić się perspektywie i aspektom ilościowym albo szuka cechy przestrzeni nadbudowanej nad nimi. Pojęcie to pojawia się też, gdy w rozmowie o mieście skupiamy się na aspektach psychologicznych i gdy w namyśle pojawia się odbiorca, jego relacja z otoczeniem i jego odczucia względem niego. O jakości przestrzeni mówi się przy tym, według niego, w perspektywie społecznej. Kiedy refleksji poddawana jest relacja miejsc i grupy ich użytkowników, da się rozmawiać o reakcjach ludzi na przestrzeń, badać je, opisać i tym samym zaczynają być treścią kultury. W podejściu tym pojawia się zatem cały wachlarz pojęć takich jak użyteczność czy funkcjonalność przestrzeni i odniesienie rozwiązań projektowych do potrzeb indywidualnych i społecznych. W tym sensie wysoka jakość przestrzeni publicznej bierze się według Jaworskiego z wyjątkowych walorów użytkowych miejsca w oczach społeczności, która z niej korzysta i powinna być przedmiotem społecznej dyskusji.

Zgadza się z nim Łukasz Pancewicz, który podkreśla, że pojęcie jakości przestrzeni jest osadzone w kontekście społecznym i użytkowym i wynika z relacji użytkowników z poszczególnymi miejscami. Przypomina, że Project for Public Spaces, kultowa już amerykańska organizacja pracująca nad rozwojem przestrzeni publicznych, podkreśla, że należą do nich nie tylko place, skwery i inne miejsca pokazywane w książkach architektonicznych. Przestrzenie publiczne to według PPS generalnie miejsca wspólne, o których jakości decyduje liczba osób korzystających z nich. Społeczne użytkowanie tych miejsc jest więc głównym kryterium mówiącym o ich jakości. Oczywiście, jak zaznacza Pancewicz, istnieją też inne kryteria oceny używane przez m.in. projektantów, takie jak stosowanie różnego rodzaju rozwiązań w obszarze materiałów wykończeniowych, dostosowanie projektu do potrzeb ludzi w różnym wieku, o różnym stopniu mobilności, kwestie bezpieczeństwa czy różne inne metody ilościowe oceniające dostosowanie do potrzeb użytkownika. Ale najważniejszy jest, według niego, właśnie kontekst funkcjonowania społecznego.

Barbara Marchwicka zaznacza natomiast, że kluczowy jest oczywiście wymiar użytkownika, którego nie należy utożsamiać z opinią publiczną. Podkreśla, że w rozmowie o jakości przestrzeni łatwo wpaść w pułapkę emocji podyktowanych kwestiami powierzchownymi, które poróżniają ludzi, takimi jak estetyka, dobór materiałów czy spór o przynależność – warstwę symboliczną przestrzeni publicznej. Na szczęście w debacie o projektowaniu pojawiają się składowe zobiektywizowane, takie jak bardzo już powszechna rozmowa dotycząca zapewnienia dostępności miejsca dla osób o różnym stopniu sprawności. Mało miejsca pozostawia się natomiast kwestiom kluczowym: poczuciu bezpieczeństwa czy funkcjonalności. Zobiektywizowaniu tych ostatnich służą narzędzia zaczerpnięte z projektowania zorientowanego na użytkownika, takie jak właściwe zdefiniowanie konkretnego odbiorcy, poznanie jego potrzeb, nazwanie potrzeb sprzecznych, ale też właściwe definiowanie konfliktów interesów i praca z nimi. W ocenie jakości przestrzeni publicznej ważne są dla niej przede wszystkim kwestie wywodzące się z tych właśnie porządków, mierzalne wartości, takie jak poziom hałasu, odbiór społeczny bezdomności, wykluczenia i stygmatyzacji, zawłaszczenie przestrzeni publicznej przez określoną grupę społeczną czy istnienie zjawisk takich jak wandalizm i przemoc. Są to, w jej opinii, zagadnienia, którym wciąż, w kontekście jakości, poświęca się zdecydowanie za mało uwagi.

Bezcenna rola błędu

O jakości przestrzeni publicznej decyduje więc stopień zaangażowania w jej życie różnych użytkowników i relacji nawiązujących się w jej obrębie. Teoretycznie proste. Skąd w takim razie bierze się tak wiele polskich miejsc zaprojektowanych źle?

Paweł Jaworski twierdzi, że głównym problemem jest edukacja architektoniczna. Młodzi architekci nie uczą się o błędach, na studiach zgłębiają tylko sukcesy. Projektanci nie wiedzą więc, dlaczego inni popełniają błędy i kiedy można je popełnić. Nie prowadzą namysłu na temat procesu projektowego. Oswajani są za to z projektowaniem monumentalnym, pracą na wysoki połysk, w której wszystko musi być potencjalnie ikoną. A to w urbanistyce jest zupełnie błędnym podejściem, które odbiera jej moc sprawczą. Nakierowanie na estetyczno-wizualny kontekst projektowania sprawia, że dużo ważnych kwestii po prostu architektom ucieka.
Kolejnym wyzwaniem jest kwestia badania zachowań użytkowników przestrzeni. Rozwój tej praktyki, jako osobnej dziedziny z narzędziami, metodami i refleksją, według Jaworskiego miał miejsce dopiero w ostatnich latach i wszedł do urbanistyki niejako tylnymi drzwiami. Nie wynikał więc z uświadomionej wiedzy projektowej. Do tego, jak zaznacza Jaworski, dochodzi proza życia i fakt, że za aspekty inne niż wyciskanie metrów kwadratowych projektów rzadko ktoś dziś chce zapłacić, podobnie jak za wysiłek wkładany w badania nad użytecznością konkretnych miejsc i prace z nim związane. Często więc to przypadek decyduje o pojawieniu się wysokiej jakości przestrzeni publicznej.

Fot. Marta Żakowska

Rola błędu i otwartości na pracę z nim ma też duże znaczenie na poziomie systemowego podejścia do tworzenia wysokiej jakości przestrzeni publicznych. Barbara Marchwicka, pełnomocniczka prezydenta miasta Gdyni ds przestrzeni publicznych, pierwotnie powołana miała być na stanowisko pełnomocniczki prezydenta miasta Gdyni ds pieszych, równoważącej pracę pełnomocnika rowerowego i lobby samochodowego. Proces ten dobrze ilustruje błędne podejście, nietrafioną wrażliwość wielu samorządów względem użytkowników przestrzeni miejskich. Marchwicka nie chciała być głosem jednej grupy użytkowników, bo perspektywa użytkowników przestrzeni, ograniczona do perspektywy kierowców, rowerzystów i pieszych, jest według niej zbyt skromna. Opinię tę budowała latami, bazując m.in. na czterech latach pracy nad procesami rewitalizacji. Użytkownicy w procesie planowania i realizacji inwestycji w przestrzeniach publicznych to, według niej, ogromny zbiór interesariuszy, od zwierząt przez ludzi po instytucje, wydziały urzędu miasta, jednostki miejskie utrzymujące przestrzeń, administracje budynków prywatnych, właścicieli terenu, przedsiębiorców, klientów usług, po lokalną społeczność, kierowców, pieszych i rowerzystów. Według Barbary Marchwickiej, system powinien być więc otwarty na dialog i pracę nad diagnozą potrzeb z tymi wszystkimi użytkownikami. Dzięki temu projektanci, w momencie przystępowania do pracy, mogą mieć pewną diagnozę na talerzu, co może przyczynić się do minimalizowania możliwości pojawienia się błędu w projektowaniu miejsc publicznych i niskiej jakości przestrzeni, niewykorzystywanej przez lokalną społeczność.

Jest to tym ważniejsze, że – jak podkreśla Łukasz Pancewicz – wielu projektantów nie jest szkolonych w narzędziach badawczych. Wspomina, że szokujące było dla niego odkrycie, że w architekturze projektowanie wszystkiego, poza kubaturą, traktowane jest jak zadanie drugiego sortu. A kluczowy jest tu według niego fakt, że projektowanie przestrzeni publicznych jest bardzo holistycznym zadaniem. Na końcowy efekt składa się wachlarz elementów i sprawny projektant musi też o tym wiedzieć. Jedną rzeczą są dyskusje z użytkownikami, a inną setki decyzji podejmowanych przez innych projektantów – urzędników kosztorysujących inwestycje, rozgrywających przetargi, budowniczych czy polityków, którzy chcą często ugrać swoje na przecinaniu wstęgi i nie zawsze kluczowe są dla nich potrzeby mieszkańców.

Czy więc projektant ma w ogóle szansę zabrać ważny głos na temat charakteru miejsca, nad którym pracuje, czy architekturą przestrzeni publicznych rządzą politycy władający miastem? Paweł Jaworski podkreśla, że pod hasłem urbanistyka w języku polskim kryje się planowanie i projektowanie. Zaznacza, że ludzie po studiach architektonicznych zajmują się zazwyczaj projektowaniem urbanistycznym, czyli projektowaniem w skali miejskiej. Większość zagadnień urbanistycznych ma natomiast naturę planistyczną i dotyczy kwestii strategicznych. Proces ich powstawania prowadzony jest w ramach szeregu uzgodnień z różnymi podmiotami zainteresowanymi daną sprawą i ma charakter stricte polityczny, jako że warstwa polityczna jest według niego esencją urbanistyki. Jak podkreśla, za każdą decyzją projektową kryje się decyzja planistyczna, a za każdą planistyczną – decyzja polityczna. Projektanci nadają kształt przestrzenny decyzji politycznej, co oznacza też, że nie powinna być na nich zrzucana odpowiedzialność za decyzje polityków. W sytuacji konfliktu wartości w procesie projektowym trzeba więc zajrzeć do studium uwarunkowań lub planu miejscowego i zobaczyć, jak dany konflikt wartości rozstrzygnęła decyzja polityczna.

Pancewicz zaznacza z kolei, że proces decyzyjny nie jest tak skrajnie jednowymiarowy i szczelny, bo wybierając odpowiednie władze w wyborach, mieszkańcy stawiają na konkretne wartości rozwoju przestrzeni. Nie zgadza się ze stanowiskiem, że projektant nie może podejmować decyzji politycznych. Nie jest to według niego jego rola, ale zaznacza, że relacja poziomu projektowania i podejmowania decyzji jest relacją dialektyczną, jej efekt jest nieprzewidywalny i wynika często z dialogu różnych sił w mieście. Mechanizmy zaangażowania w ten proces są różne i oczywiście ostatecznie polityk go rozstrzyga. Pytanie jednak, czy daje bufor bezpieczeństwa swoim służbom, by realizowały ambitne projekty, np. w kontekście ograniczania ruchu kołowego, który w dużej mierze warunkuje charakter przestrzeni publicznych, czy nie. I czy daje odpowiedni czas na powstawanie projektu.

Jak dobrze trafić w sedno?

By uniknąć błędu, trzeba trafić w sedno potrzeb społeczności, dla której tworzy się miejsce. Ale jak to zrobić? Według Łukasza Pancewicza, droga do celu zawsze usłana jest negocjacją prowadzoną w procesie mniej lub bardziej spolegliwej dyskusji różnych grup, przychodzących na spotkania z projektantami z różnymi interesami, wyrażanymi i ukrytymi. Paweł Jaworski podkreśla przy tym, że warto też pamiętać, że interesy werbalizowane przez użytkowników nie zawsze są tymi prawdziwymi. Czepiamy się według niego często estetyki, żeby zakryć to, że bronimy swoich kontrowersyjnych racji, np. jeżdżenia samochodem wszędzie. Pojawia się szereg działań maskujących realne argumenty, skomplikowana walka o uznanie tylko swoich potrzeb. Zadaniem projektanta jest dotarcie do tych realnych argumentów i praca z nimi. Łukasz Pancewicz zaznacza jednoczenie, że ostateczne decyzje często podejmowane są jednak odgórnie, a procesy te, na końcowym etapie, często zatrzymują przedstawiciele władzy publicznej. Czasem uzurpują sobie taką władzę specjaliści uważający, że zdobywanie latami wiedzy pozwala im na zajęcie pozycji autorytetu, np. urbaniści. Nie jest to według niego dobry kierunek. Jak zaznacza, projektowanie przestrzeni publicznych jest tak skomplikowanym procesem, że najczęściej rolą projektanta jest po prostu próba odpowiedzi na oczekiwania bardzo różnych grup i stron. W pracy nad żadnym miejscem nie ma, według niego, jednego idealnego rozwiązania. Zawsze jest to proces, w którym następuje dyskusja i ścierają się poglądy, które warunkują projekt, choć odpowiedź projektanta często nie zaspokaja potrzeb wszystkich interesariuszy. Kluczowa według Pancewicza jest przy tym odpowiedź na pytanie, kto podejmuje decyzję o tym, że zamykana jest dyskusja i podejmowana decyzja projektowa. Trzeba też według niego pamiętać, że projektant pojawia się w życiu projektu na pewnym etapie i funkcjonuje w konkretnym reżimie pracy. Musi przygotować wytyczne i zaprojektować formę. Sam proces toczy się jednak dalej – pojawia się etap budowy, potem życia miejsca, w którym architekt nie bierze już czynnego udziału. Jaworski zaznaczył przy tym, że jest zewnętrznym projektantem, ale z samorządem pracuje od fazy badawczej przez projektową – partycypacyjną, po budowlaną.

Paweł Jaworski swoją drogę do sedna sprawy upatruje w metodzie prototypowania rozwiązań. Jest ona według niego narzędziem tłumaczenia decyzji politycznej na konkretne rozwiązania. Jak zaznacza, samo hasło „chcemy uspokoić ruch” nic w końcu nie znaczy. Tłumaczenie wizji na detale architektoniczne można oczywiście zlecić ekspertom – w formie opowieści, makiet czy wizualizacji. Można też pójść w stronę testowania rozwiązań tymczasowych w rzeczywistości, by pokazać mieszkańcom, czym mają być, zracjonalizować projekt i zminimalizować liczbę błędów projektów w przestrzeniach publicznych. Liczba kontekstów każdego miejsca jest według niego tak obszerna, że w żadnym procesie projektowym nie ma ani czasu, ani pieniędzy na szczegółowe przyglądanie się różnym zmiennym poprzez modelowanie czy długie procesy dyskusji z użytkownikami. Tym bardziej, że, jak zaznacza, w klasycznej partycypacji opartej na licznych dyskusjach pojawia się bardzo dużo problemów, w tym wyobrażonych, które przyćmiewają istotne zagadnienia, kluczowe dla rozwoju projektu. Metodą protytpowania Jaworski pracuje właśnie w Szczecinie na Placu Orła Białego, jednym z głównych śródmiejskich placów miasta. Jeszcze niedawno miejsce to było zdominowane przez ruch samochodowy, przejezdny w każdej swojej pierzei i wypełniony setkami miejsc parkingowych. W ramach projektu Jaworski z zespołem powoli zaczęli ten ruch wycofywać, przycinając wszystkie jezdnie i usuwając miejsca postojowe, których zniknęłoprawie sto. Oddawali przestrzeń innym użytkownikom niż kierowcy, przy użyciu tymczasowych rozwiązań i obserwowali, jak z niej korzystają. Prowadzili też długie rozmowy z mieszkańcami o potrzebach wobec nowych elementów tego miejsca, które sprawiłyby, że Plac Orła Białego rzeczywiście funkcjonowałby, jak plac staromiejski. Bazując na tak zebranych informacjach, przystąpili do przekształcania tego placu na stałe. Pierwszą decyzją było usunięcie parkingu i powiększenie terenu zieleni – przygotowywana jest właśnie dokumentacja budowlana na przebudowę tego miejsca. Zespół pracuje też nad sąsiednimi ulicami.

Prototypowanie pozwala więc podnieść jakość projektu. Zespół Jaworskiego nie proponuje i nie forsuje rozwiązania, które intuicyjnie uważa za słuszne, czy podpowiedzianego mu przez jakiś architektoniczny program komputerowy. Weryfikatorem projektu jest rzeczywistość i społeczność lokalna. A one zawsze robią to inaczej, niż ktokolwiek się spodziewa. Rzeczywiste testy są według Jaworskiego źródłem wiedzy, która nigdy nie pojawia się inną drogą. Jak wspomina, kiedyś zajmował się główną ulicą w centrum Dąbrowy Górniczej. Pracował z ekspertami i codziennymi użytkownikami tego miejsca. Co ciekawe, żaden scenariusz obaw wobec zmian, o jakim użytkownicy mówili w procesie dialogu, nie zrealizował się. Problemy pojawiały się zupełnie gdzie indziej, niż ktokolwiek podejrzewał. Testy zawsze pokazują też, według niego, że problemy urbanistyczne w mieście są znacznie większe niż konkretne interwencje architektoniczne. Nie można więc przebudować placu w centrum miasta, wprowadzając realną zmianę w sposobach korzystania z niego, a nie tylko realizując remont – dążyć np. do przekształcenia placu samochodów w realny plac śródmiejski – nie biorąc na warsztat sąsiednich ulic, obszarów i jednostek urbanistycznych. Eksperymenty bardzo dobrze to pokazują. Ruch usuwany w jednym miejscu przenosi się gdzie indziej i trzeba interweniować w obszary, które zostają dotknięte przez zmiany rykoszetem. Dobre trafienie w sedno potrzeb społeczności względem przestrzeni publicznej i zbudowanie szczęśliwego miejsca wymaga więc pracy z detalem, prób i szerokiego spojrzenia na przyczyny i konsekwencje różnych decyzji. Po co komu w końcu plac pełen ludzi, gdy spędzać będzie musiał czas w smogu od korków na okolicznych ulicach? Wysoka jakość miejsc publicznych w mieście bierze się więc z uwzględnienia różnych sieci powiązań i dostosowania charakteru miejsc do ich naturalnego rytmu, potrzeb i potencjałów. Przede wszystkim potrzebujemy jednak namysłu i dostrzeżenia masowo popełnianych błędów oraz potrzeby ich analizy. Musimy zrozumieć w końcu, co i dlaczego robimy źle, a nie tylko nagradzać to, co robimy spektakularnie. Tylko tak wyjdziemy z impasu licznych pustych i zimnych lub gotujących się betonowych przestrzeni publicznych naszych miast.


Zobacz dyskusję „Jakość przestrzeni publicznych a jakość życia”

Dyskusja odbyła się 28.09.2020 online w ramach cyklu wydarzeń Urban Cafe, pt. „Żyj dobrze w mieście”, w którym poruszane są kwestie otaczającej nas przestrzeni. Wydarzenia organizowane są w ramach zadania: „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni”, w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

Tekst pierwotnie ukazał się na www.urbanlab.gdynia.pl